Nie mam czasu...zbyt dużo mi go przelatuje przez palce, ale chyba już o tym pisałam.
Choinka ubrana tydzień temu- pierwszy raz podoba mi się choinka w moim domu...Właściwie to taka pierwsza nasza choinka, oczywiście specjalnie dla Natalki...gada ze światełkami jak najęta :)
Kilka dni temu Natulin skończyła 8 miesięcy. Zaczęłam ją sadzać i o dziwo ładnie siedzi...pilnuję tylko żeby w ramach tracenia równowagi nie miała w zasięgu lotu nic kanciastego. Potrzebuje mojego towarzystwa, do łazienki wychodzę jak naprawdę muszę. A wydawało mi się, że ten etap mamy już za sobą.
Ząbkuje...boleśnie...
Zjada co dam. Swoją drogą uwielbiam jej gotować.
Z m jest raz lepiej raz gorzej. Zależy od mojego i jego humoru. Ale najbardziej mnie irytuje gdy chce zrobić z naszego kochanego dziecka jakiś idealny ideał. Bo ją tak nauczyliśmy, bo ona nie umie, bo powinna. I wszystko w takim tonie pretensji do mnie. Wczoraj odkryłam na jej nodze jakieś dziwne cztery kreski. Pytam m co to może być? No przecież ja nie wiem co ona robi cały dzień. Pytałam bo może wpadłaby mu do głowy jakaś zabawka, którą mogła się tak zadrapać...powiedziałam, że ja też nie wiem co robi bo całymi dniami leży w łóżeczku i płacze.
Czasem potrafi mnie swoim podejściem kompletnie zdegradować, nie czuję się dobrą matką, choć wiem, że robię co czuję że dla Natalki jest dobre.
piątek, 21 grudnia 2012
piątek, 7 grudnia 2012
Ciag dalszy
W domu coraz bardziej nerwowa atmosfera...normalne w naszej branży przed świętami. Ale i tak denerwuje. Zresztą w tej chwili święta dla mnie to chyba tylko i wyłącznie czas na takie a nie inne dekoracje i możliwość obdarowywania się "z okazji". Nie wierzę w boga i otoczka jest dla mnie istotna. Po prostu pod koniec grudnia jest taki czas że piecze się pierniki i ubiera choinkę...
Lista zakupów długa jak litania przeraża ciężarem, który będę musiała ogarnąć sama z Natalą. Ale damy radę. Silne i dobrze zorganizowane jesteśmy a Natulinki wózek pojemny, że hej!
A "pierniczyć" będę w przyszłym tygodniu gdy dziecię będzie kimać!!!
Samotnie się trochę czuję...Natala mało rozmowna jeszcze a gadając dziwaczne monologi czuję jak dziwaczeje...takiego trochę przygłupa mimo wszystko z siebie robię przed moim dzieckiem...
Ot przejechała straż pożarna...obudziłam się mamo!
Lista zakupów długa jak litania przeraża ciężarem, który będę musiała ogarnąć sama z Natalą. Ale damy radę. Silne i dobrze zorganizowane jesteśmy a Natulinki wózek pojemny, że hej!
A "pierniczyć" będę w przyszłym tygodniu gdy dziecię będzie kimać!!!
Samotnie się trochę czuję...Natala mało rozmowna jeszcze a gadając dziwaczne monologi czuję jak dziwaczeje...takiego trochę przygłupa mimo wszystko z siebie robię przed moim dzieckiem...
Ot przejechała straż pożarna...obudziłam się mamo!
wtorek, 4 grudnia 2012
Przygotowania
Idą święta...No idą...jeszcze tylko 20dni.
Plany ambitne, przede wszystkim te kuchenne. PIERNIKI!!!Już mnie ręce swędzą żeby się za nie zabrać, ale do świąt to drugi raz musiałabym robić...
Czuję się jakby był rok wcześniej. Z Natalką w brzuchu piekłam i piekłam i piekłam myśląc sobie tak jak rok wcześniej z Adasiem, że kolejne pierniki będziemy razem robić. Bolało, zresztą nadal boli. Już myślę nad stroikiem na święta dla Niego. Tym razem chcę choinkę, może kupię cyprysika i ubiorę...W tym roku ubierałby ją ze mną, naprawdę paćkałby lukrem dekorując pierniki. Ostatnio czuję go bardzo blisko, jak nigdy wcześniej. Dobrze mi z tym choć boję się że to minie. Takie ulotne, delikatne wrażenie a potrafi dać siłę do życia. Bo ja mimo wszystko ciągle walczę z życiem, nie życiem. Połowa serca jest z Natalką, połowa z Adasiem. Czasem mocniej bije jedna część, czasem druga. Trudno im znaleźć właściwy, wspólny rytm.
Może kiedyś...
Plany ambitne, przede wszystkim te kuchenne. PIERNIKI!!!Już mnie ręce swędzą żeby się za nie zabrać, ale do świąt to drugi raz musiałabym robić...
Czuję się jakby był rok wcześniej. Z Natalką w brzuchu piekłam i piekłam i piekłam myśląc sobie tak jak rok wcześniej z Adasiem, że kolejne pierniki będziemy razem robić. Bolało, zresztą nadal boli. Już myślę nad stroikiem na święta dla Niego. Tym razem chcę choinkę, może kupię cyprysika i ubiorę...W tym roku ubierałby ją ze mną, naprawdę paćkałby lukrem dekorując pierniki. Ostatnio czuję go bardzo blisko, jak nigdy wcześniej. Dobrze mi z tym choć boję się że to minie. Takie ulotne, delikatne wrażenie a potrafi dać siłę do życia. Bo ja mimo wszystko ciągle walczę z życiem, nie życiem. Połowa serca jest z Natalką, połowa z Adasiem. Czasem mocniej bije jedna część, czasem druga. Trudno im znaleźć właściwy, wspólny rytm.
Może kiedyś...
piątek, 9 listopada 2012
Upadek
Nie zapomnę tego dnia do końca życia.
Wtorkowe prawie południe. Wybierałam się z Natalką do szczepienia. W domu gorąco, nie chciałam jej przegrzać więc włożyłam do nosidełka bez kurteczki...nie zapięłam pasów. Przewiesiłam przez ramię torbę, wzięłam kocyk, pieluszkę i nosidełko z Natalką.
Schodzimy po schodach, w połowie drogi, nagle nosidełko robi się zupełnie lekkie i zapada cisza.
Najdłuższe sekundy w moim życiu. Patrzę a Natalka leży na schodach.
Nie mam pojęcia jak, wiem, że przeze mnie bo jej nie zapięłam. Zrzucam puste nosidełko i wszystko co mam w rękach. Natalka zaczyna płakać. Leży na brzuszku na stopniu, na który upadła. Sprawdzam ręce, nogi, w międzyczasie Natala już wszystkim nerwowo rusza. Biorę na ręce, oglądam głowę, żadnego rozcięcia nie ma. Okropny płacz. Tulę a przez głowę przelatuje tysiąc myśli czy aby na pewno jej nic nie jest.
Jak przestała płakać uśmiechnęła się do mnie jakby chciała powiedzieć, że już dobrze.
Wyrzuty sumienia mam straszne. Zawsze zapinałam Natalkę właśnie dla bezpieczeństwa, bo przecież sama mogę się potknąć i tragedia gotowa. Zawsze, ale nie tym razem. Świadomość zagrożenia i tak nie uchroniła nas przed tym upadkiem.
Muszę być uważniejsza...jeszcze bardziej przewrażliwiona...musi być bezpieczniej.
Dzień później zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby Natalka nie przeżyła tego upadku? Wezwałabym pogotowie będąc pewna że nie żyje? Byłabym pewna, czy raczej łudziłabym się do ostatniej chwili?
Najpewniej wzięłabym ją na ręce, zaniosła do samochodu i pojechała...rozbijając się z największą możliwą prędkością o jakąś betonową ścianę.
Ważne! Usunąć kwiaty na wysokich kwietnikach! Już widzę jak z ciekawością przewraca na siebie ciężkie doniczki!
Wtorkowe prawie południe. Wybierałam się z Natalką do szczepienia. W domu gorąco, nie chciałam jej przegrzać więc włożyłam do nosidełka bez kurteczki...nie zapięłam pasów. Przewiesiłam przez ramię torbę, wzięłam kocyk, pieluszkę i nosidełko z Natalką.
Schodzimy po schodach, w połowie drogi, nagle nosidełko robi się zupełnie lekkie i zapada cisza.
Najdłuższe sekundy w moim życiu. Patrzę a Natalka leży na schodach.
Nie mam pojęcia jak, wiem, że przeze mnie bo jej nie zapięłam. Zrzucam puste nosidełko i wszystko co mam w rękach. Natalka zaczyna płakać. Leży na brzuszku na stopniu, na który upadła. Sprawdzam ręce, nogi, w międzyczasie Natala już wszystkim nerwowo rusza. Biorę na ręce, oglądam głowę, żadnego rozcięcia nie ma. Okropny płacz. Tulę a przez głowę przelatuje tysiąc myśli czy aby na pewno jej nic nie jest.
Jak przestała płakać uśmiechnęła się do mnie jakby chciała powiedzieć, że już dobrze.
Wyrzuty sumienia mam straszne. Zawsze zapinałam Natalkę właśnie dla bezpieczeństwa, bo przecież sama mogę się potknąć i tragedia gotowa. Zawsze, ale nie tym razem. Świadomość zagrożenia i tak nie uchroniła nas przed tym upadkiem.
Muszę być uważniejsza...jeszcze bardziej przewrażliwiona...musi być bezpieczniej.
Dzień później zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby Natalka nie przeżyła tego upadku? Wezwałabym pogotowie będąc pewna że nie żyje? Byłabym pewna, czy raczej łudziłabym się do ostatniej chwili?
Najpewniej wzięłabym ją na ręce, zaniosła do samochodu i pojechała...rozbijając się z największą możliwą prędkością o jakąś betonową ścianę.
Ważne! Usunąć kwiaty na wysokich kwietnikach! Już widzę jak z ciekawością przewraca na siebie ciężkie doniczki!
piątek, 2 listopada 2012
Po przerwie
Bardzo długa przerwa.
Dużo przez ten czas uciułałam w swoim smutkowym kubełku. Wczoraj się wylał. Ale jak zwyklę upakowałam wszystko z powrotem dokładając kolejnego smuteczka.
Natalka dwa tygodnie temu skończyła 6miesięcy. Od półtora tygodnia walczymy z katarem nie-katarem.
Mamy pierwsze ząbki! Mogę już mówić, że jest małym szczerbolkiem ;)
Jest kochana, coraz bardziej kontaktowa. Lubi się przytulać a radość okazuje całą sobą.
I nadal jest sensem naszego życia...
Dużo przez ten czas uciułałam w swoim smutkowym kubełku. Wczoraj się wylał. Ale jak zwyklę upakowałam wszystko z powrotem dokładając kolejnego smuteczka.
Natalka dwa tygodnie temu skończyła 6miesięcy. Od półtora tygodnia walczymy z katarem nie-katarem.
Mamy pierwsze ząbki! Mogę już mówić, że jest małym szczerbolkiem ;)
Jest kochana, coraz bardziej kontaktowa. Lubi się przytulać a radość okazuje całą sobą.
I nadal jest sensem naszego życia...
niedziela, 7 października 2012
Przerwać milczenie
I znów poległam. Nawet nie wiem jak się zaczęło :( Wpadam w ciąg żarcia jak alkoholik.
Źle mi tak ogólnie.
Natalkowo. Rośnie zdrowo dziewczyna. Pięknie się uśmiecha, często, szczerze, niewinnie. Tonę codziennie w jej oczach a przytulając czuję, że mam cały świat w ramionach.
Jest wszystkim.
Do pełni szczęścia brakuje Adasia i akceptacji siebie.
Źle mi tak ogólnie.
Natalkowo. Rośnie zdrowo dziewczyna. Pięknie się uśmiecha, często, szczerze, niewinnie. Tonę codziennie w jej oczach a przytulając czuję, że mam cały świat w ramionach.
Jest wszystkim.
Do pełni szczęścia brakuje Adasia i akceptacji siebie.
wtorek, 11 września 2012
Fajnie jest
Za mną tydzień bycia sam na sam z Natalką.
Miałam cały wór obaw czy sobie poradzę. Ale dziś stwierdzam, że doskonale nam razem było.
Nauczyłam się cierpliwości. Takiej mimo wszystko. Choć nie lubię jak Nuśka czasami jęczy z nieznanego powodu to mimo wszystko Kocham! Kocham i jeszcze raz Kocham.
Gdy w nocy niezbyt ma ochotę na sen powtarzam w myślach, przecież to nie jej wina że nie mogę się wyspać. Odeśpię na starość ;) Póki co dość dobrze kontaktuję w ciągu dnia więc o niewyspaniu nie ma mowy.
Jest mi dobrze, tak zwyczajnie a jednak dobrze. I niech tak będzie zawsze.
Miałam cały wór obaw czy sobie poradzę. Ale dziś stwierdzam, że doskonale nam razem było.
Nauczyłam się cierpliwości. Takiej mimo wszystko. Choć nie lubię jak Nuśka czasami jęczy z nieznanego powodu to mimo wszystko Kocham! Kocham i jeszcze raz Kocham.
Gdy w nocy niezbyt ma ochotę na sen powtarzam w myślach, przecież to nie jej wina że nie mogę się wyspać. Odeśpię na starość ;) Póki co dość dobrze kontaktuję w ciągu dnia więc o niewyspaniu nie ma mowy.
Jest mi dobrze, tak zwyczajnie a jednak dobrze. I niech tak będzie zawsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)