12 sierpnia 2010r.
Żadnych objawów
zbliżającego się okresu...Boję się mieć nadzieję, że się
udało. Pół roku starań, dwie ciąże biochemiczne. Jutro 13
piątek może akurat będzie szczęśliwy i zobaczę dwie czerwone
kreski?
Miotam się po domu, nie
mogę znaleźć sobie miejsca. Impuls, wyciągam plastikową kasetkę
z kartonika i w ciągu dnia robię test ciążowy.
Kładę magiczny kawałek
plastiku na zaleconej płaskiej powierzchni i patrzę. Wypalam
wzrokiem tą drugą testową kreskę, tak bardzo chcę żeby się
pojawiła...Czas się wlecze...Jest? Nie, chyba nie. Biegam od okna
do okna, pod światło, w cieniu, przy lampie. Serce wali coraz
mocniej i jestem coraz pewniejsza tego co widzę. Są dwie krechy, no
jedna jest blada i cienka, ale jest.
Biegnę do laboratorium
żeby mieć czarno na białym ten cud. Cała drżę a w myślach
powtarzam mantrę cudzie trwaj, cudzie trwaj, cudzie trwaj...
14 sierpnia
Cud trwa... Poziom
betaHCG przyrasta, nadal rodzi się we mnie Nowe Życie. Nikomu nic
nie mówimy, jeszcze za wcześnie, trzeba poczekać trzy, cztery
tygodnie na serduszko. Trudno ukryć radość gdy oczy się śmieją.
A jednocześnie lęk czy tym razem się uda.
Mijają szczęśliwe
miesiące. Szybko dowiadujemy się, że będziemy mieć synka.
Zgodnie nadajemy mu imię Adam. Czwartego listopada czuję pierwsze
delikatne smyrnięcia rybki.
Pewnej nocy budzę
Piotrka żeby przyłożył rękę do mojego brzucha. Teraz i on czuje
naszego synka.
Wszystkie wyniki badań
są idealne. Czuję się zadziwiająco dobrze, tylko kondycja spada z
dnia na dzień ale takie uroki ciąży. Obrazy na USG coraz bardziej
dla nas czytelniejsze. Synek macha rączką. Przewidywany termin
porodu 21 kwietnia.
Adaś jest bardzo
ruchliwym dzieckiem, gdy się przeciąga cały brzuch mi faluje. Jest
mi tak dobrze!
Nasz Cud trwa.
Luty 2011
Ten miesiąc upływa pod
znakiem zakupów dla Adasia.
Internet przeglądany w
szerz i wzdłuż w poszukiwaniu idealnych pieluch tetrowych, kocyków
i ręczniczków, smoczków, butelek antykolkowych. Staję się specem
od teorii czego potrzebuje moje dziecko a bankier domowy zamawia
kolejne niezbędne do szczęścia przedmioty.
Marzec 2011
Piotrek wiercił mi
dziurę w brzuchu, że chce już złożyć łóżeczko. Udaje mi się
tą czynność odłożyć w czasie o prawie dwa miesiące. Łatwo nie
było, ale w końcu szczęśliwy skręca łóżeczko dla swojego
synka a ja siedzę w łóżku i pstrykam zdjęcia. Przemeblowanie w
sypialni żeby we trójkę było nam wygodnie.
Piorę malutkie ciuszki.
Rozczulają mnie kompletnie małe skarpeteczki. Nie wiedziałam, że
podczas prasowania można się wzruszać. Muszę sobie tą czynność
dawkować ze względu na potoczki słodkich łez.
Niedługo będę ubierać
w te mięciutkie ubranka Adaśka. Oczami wyobraźni już go widzę
jak fika gdy próbuję uwięzić stopkę w skarpetce ze słonikiem.
Jednym słowem
przygotowania...
1 kwietnia
Kończę 37tydzień
ciąży. Magiczna data bo gdy teraz Adaś chciałby się urodzić nie
miałby problemów z przeżyciem bo wszystkie narządy są już
wykształcone. Jestem niecierpliwa w oczekiwaniu i wcale nie jestem
spokojna. Już tak bardzo chcę mieć go po tej stronie brzucha.
Niby termin porodu jest
dopiero na 21 kwietnia, ale po co tyle czekać?
Zanosimy deklarację do
położnej środowiskowej żeby przyszła po porodzie.
I czekamy na rozwój
sytuacji.
8 kwietnia
Skończony 38tydzień
ciąży. Ostatnie zajęcia w szkole rodzenia. Śmieją się ze mnie,
że strasznie niecierpliwa jestem. Żegnamy się z położna „do
zobaczenia na oddziale”.
Ciąży mi już ta
ciąża. Boję się porodu, chciałabym mieć już to za sobą.
I ten lęk. Przygniata
mnie odpowiedzialność za to co się dzieje w moim brzuchu. No bo
kto jak nie ja teraz musi zauważyć jakieś niepokojące objawy?
Przestaję się
oszczędzać z nadzieją, że jakoś uda mi się zmusić synka do
eksmisji. Nie działa nic, ani mycie okien i drzwi, ananas ani surowy
ani w puszce, bieganie po schodach, herbata z liści malin. Internet
pełen jest dobrych rad jak wywołać poród.
Na Adaśka nic nie
działa.
Torba do szpitala od
2tygodni stoi spakowana. Dorzucam ostatnie rzeczy i zapinam zamek.
Już bardziej gotowa być nie mogę.
Tłumaczę Piotrkowi co
gdzie jest. Ubranka na wyjście ze szpitala dla Adasia kładę w
foteliku samochodowym. Karzę kupić mleko w proszku żeby w razie
czego było. Mama gotuje dla karmiącej delikatne rzeczy i wszystko
gotowe ląduje w zamrażarce. 16 kwietnia
Idziemy do lekarza
prowadzącego moją ciążę. Adaś bardzo naciska na wyjście i
czuję jak kości się rozchodzą. Okropne wrażenie jakby mi zaraz
noga miała wypaść z biodra. Śmiejemy się żeby w razie czego mąż
nogę pozbierał bo jeszcze może się przydać.
Nadzieja na choć małe
rozwarcie pryska w czasie badania. Szyjka nawet się nie skróciła.
Będzie trzeba nadal
czekać. A waga Adasia z USG to 3900, główka poza skalą, 12cm
średnicy. Poród siłami natury przybiera coraz to czarniejsze
barwy. Boję się coraz bardziej.
Ustalamy strategię
działania.
21kwietnia mamy podjechać
do szpitala na KTG.
28kwietnia zgłaszam się
na porodówkę. Będzie już tydzień po terminie i wtedy wywołają
poród.
19 kwietnia
Coraz częściej męczą
mnie koszmary. Poród ze wszystkimi możliwymi komplikacjami. Ból
którego nie mogę znieść.
I jakieś irracjonalne
rzeczy. Adaś rodzi się i od razu mówi. Mleko z piersi tryska po
ścianach a nie może trafić do buzi małego.
W dzień nie jest lepiej.
Ciągle powracający obraz ze szpitalnego korytarza. Jakbym oglądała
film. Lekarz mówi mi, że dziecko nie żyje. Słyszę swój krzyk i
widzę jak po ścianie osuwam się na ziemię. Zawsze gdy to widzę
czuję niewyobrażalny ból i płaczę a gdy Piotrek pyta co się
stało zwalam wszystko na hormony.
Sama sobie tłumaczę, że
to normalne w ciąży, że to tylko lęk o dziecko. Sny interpretuje
się na odwrót więc wszystko będzie dobrze.
Zaglądam do sypialni i
namawiam Adasia do wyjścia. Wszystko na Ciebie czeka Słonko ty
nasze. Wyjdź już wreszcie bo nie mogę się doczekać.
21 kwietnia
Jedziemy na KTG.
Postępujemy zgodnie z instrukcjami mojego lekarza. Zgłaszamy się
do położnych na porodówce i mówimy, że dr H. prosi o wykonanie
zapisu KTG. A co się dzieje? Nic,ale dr H. prosi o wykonanie zapisu,
mówię, chyba szyfrem kolejny raz. Położna idzie po lekarza.
Dostajemy informacje, że
nie zrobią badania. Od wczoraj weszło rozporządzenie, że tak z
ulicy nie robią badań. Jak nakręcona powtarzam, że dr. H prosi o
wykonanie badania. A co się dzieje?...już na korytarzu wypytuje.
Nic się nie dzieje, dziecko jest duże i to już skończony
39tydzień ciąży mówię gdy lekarz już jest parę metrów ode
mnie. Trzyma rękę na klamce od drzwi prowadzących na klatkę
schodową i mówi, że 39tydzień ciąży to nie jest wskazanie do
wykonania KTG. Bach! Drzwi się za nim zamykają a ja w ryk. Piotrek
mnie uspokaja, że przecież nic się nie stało, że mam olać dupka
i koniec, przecież jest wszystko dobrze, Adaś skacze...a ja mimo to
nie mogę przestać płakać.
Tak bardzo chciałam
usłyszeć serduszko i sprawdzić czy są jakieś skurcze.
23 kwietnia Wielka Sobota
Idziemy do kościoła ze
święconką. Spacerek mnie strasznie zmęczył. Leniwie mija
popołudnie. Odpoczywam przed domem na leżaku czytając po raz
kolejny „Cień wiatru”.
24 kwietnia Wielkanoc
Adaś dalej mocno
napiera na wyjście, poleguję na kanapie, podjadam sernik i na nic
nie mam już siły.
Dziś ślub Pawła i Asi
ale nie pojedziemy. Ledwo chodzę i ogólnie się tylko pokładam.
Piotrek przemawia do brzucha żeby synka wypędzić ale tylko
kopniaka w policzek zarobił. Śmiejemy się, jest tak pięknie.
25 kwietnia
Wstałam o 7 godzinie.
Odpaliłam laptopa żeby sprawdzić pocztę i wydarzenia na świecie
i czekam na ruch Adasia. 7.20 jest kopniak. Dzięki synku bo już
zaczynałam się niepokoić.
O godzinie 9 budzę
Piotrka, trzeba zejść do mamy na śniadanie. Nie chce mu się
wstawać. Kolejny ruch Adasia.
10.20 piję kawę u
rodziców i czuję kolejny ruch. Przemyka mi przez myśl, że Adaś
jakiś ospały dzisiaj. Zaraz stwierdzam, że ruchliwe dzieci przed
porodem się uspokajają. Może to dziś?-myślę szczęśliwa.
Przyjeżdża siostra z rodziną. Przed godziną 14 jem obiad z myślą,
że zaraz po idę pod prysznic i jedziemy do szpitala. Od 4godzin
Adaś się nie rusza, to zupełnie do tego skaczącego urwisa
niepodobne. Wychodząc z domu już ryczę. Mama krzyczy, że wszystko
będzie dobrze. Wiem- mówię całkowicie przekonana o swoim
kłamstwie.
W ciągu kilku minut
dojeżdżamy do szpitala. Idziemy na porodówkę gdzie kilka dni temu
odmówiono mi badania. Proszę położną o badanie KTG bo od 4godzin
nie czuje ruchów dziecka. Łzy same lecą mi po policzkach. Kładę
się na kozetce a ona nerwowo dotyka czujnikiem brzucha. Już płaczę
na cały głos. Nagle słyszę cichutkie tętno, ta nadzieja wielka
jak cały świat...okazuje się, że to mój puls. Położna idzie po
lekarza. W asyście trójki lekarzy prawie biegnę na USG. Jestem
przerażona. Już wiem, że jest bardzo źle. Nie mogę oddychać
płacz tak mnie dusi. W końcu pada to okropne BARDZO MI PRZYKRO...
Świat stanął w
miejscu, runął a ja wszystkie gruzy czuję na swoich barkach.
Lekarz szybko wyszedł i
poszedł do Piotrka. Jak tylko wstałam z kozetki pobiegłam za nim,
nie wiedziałam gdzie jest. Nagle otworzyły się drzwi i dosłownie
wytoczył się na mnie mąż. Nigdy nie zapomnę tego płaczu, jego
wyrazu twarzy. Padliśmy sobie w ramiona, żadne z nas bez drugiego
nie dałoby rady ustać o własnych siłach. Teraz z perspektywy
czasu wiem, że ten moment związał nas ze sobą jeszcze bardziej
dając niewiarygodną moc na następne dni.
Zadzwoniliśmy do rodziców, wysłaliśmy smsa do przyjaciół. Od tej chwili wszyscy byli z nami.
Po chwili przyszedł lekarz. Powiedział, że nie ma w ogóle wód płodowych. Jak to możliwe? Przecież nie odeszły mi wody? Sączyły się i nie zauważyłam tego? To nie możliwe! I to cholerne poczucie winy, które w sekundzie wypełniło całe moje serce.
Padło pytanie czy chcę dziś zostać w szpitalu czy przyjść jutro. Zostałam, Piotrek siedzi ze mną do 21, nikt go nie wyrzuca. Wypłakaliśmy całe morze łez. Cały czas miałam nadzieję, że to pomyłka.ale Adaś wcale się nie poruszył.
Zadzwoniliśmy do rodziców, wysłaliśmy smsa do przyjaciół. Od tej chwili wszyscy byli z nami.
Po chwili przyszedł lekarz. Powiedział, że nie ma w ogóle wód płodowych. Jak to możliwe? Przecież nie odeszły mi wody? Sączyły się i nie zauważyłam tego? To nie możliwe! I to cholerne poczucie winy, które w sekundzie wypełniło całe moje serce.
Padło pytanie czy chcę dziś zostać w szpitalu czy przyjść jutro. Zostałam, Piotrek siedzi ze mną do 21, nikt go nie wyrzuca. Wypłakaliśmy całe morze łez. Cały czas miałam nadzieję, że to pomyłka.ale Adaś wcale się nie poruszył.
Podczas badania nie ma
żadnego rozwarcia. Następnego dnia ma być ordynator i zadecydować
o sposobie wywoływania porodu.
26 kwietnia
W nocy nie zmrużyłam
oka, cały czas płakałam pisząc smsy do Piotrka. Tak bardzo
cierpieliśmy. Lekarze wspaniałomyślnie położyli mnie w
jednoosobowym pokoju na oddziale ginekologicznym a nie położniczym.
Jednak całą noc słyszałam odgłos KTG, biło równo niejedno
serduszko. Dźwięk, który tak bardzo chciałam usłyszeć...
Od godziny 22 zaczęłam
mieć skurcze co 5-10minut, które spowodowały, jak się później
okaże 2centymetrowe rozwarcie.
Piotrek rano przyjeżdża
i idziemy na porodówkę.
Jest godzina 10.Czekając
na położną, która będzie przy naszym porodzie słyszę krzyk
kobiety, sama mogłabym teraz tak krzyczeć, łzy się leją.
Skąd mam wziąć siły
na ten dzień? Jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Chciałabym
zasnąć i nigdy się nie obudzić.
Nie czas teraz na
rozklejanie, nie mogę sobie teraz pozwolić na łzy, jeszcze
przyjdzie na to pora.. Muszę się skupić, wsłuchać w podpowiedzi
płynące z ciała i po prostu urodzić naszego synka. Przecież tak
długo czekaliśmy na to spotkanie.
Zaciskam zęby.
Piotrek jest cały czas
przy mnie, pomaga jak tylko może, ale jednocześnie cierpi, że nie
może choć części bólu przyjąć na siebie. Prawie cały czas
płacze. Podaje mi wodę, pomaga wygodniej się ułożyć,
podtrzymuje gdy chcę trochę postać, wyciera twarz żebym choć
trochę lepiej się poczuła.
Mijają całe godziny ze
skurczami co 3minuty. O godzinie 16 proszę o najsilniejszy lek
przeciwbólowy. Położna sama mnie namawia żeby się nie męczyć
bo dziecku i tak to nie zaszkodzi.
I tutaj film mi się może
nie urywa ale tracę poczucie czasu. Gdy skurcz ustępuje jakby
przysypiam, tracę kontakt żeby przy następnym całkowicie odzyskać
świadomość i przeć z całej siły byle szybko się ten koszmar
skończył. Żeby zobaczyć naszego kochanego Adasia.
Piotrek podtrzymuje głowę
i ociera spoconą twarz. Tak dobrze mieć go przy sobie.
O godzinie 18.33 rodzi
się nasz synek Adaś ma 56cm długości i waży 3,5kilograma.
Nie płacze, mimo naszych
błagań nie krzyczy...
Kładą mi go na piersi i
zostajemy sami we trójkę. Jest taki śliczny. Przyglądamy mu się.
Włoski kręcone po mnie, zadarty lekko nosek też mój. Wyciągam
malutka nóżkę, paluszki ma długie jak u tatusia. Chwytam
bezwładną rączkę, jakie długie paznokietki. Głaszczę go po
delikatnych, ciepłych policzkach. Staramy się zapamiętać jak
najwięcej.
Dopiero o 22godzinie
wracam do swojego łóżka. Każę Piotrkowi jechać do domu i wziąć
tabletkę na sen, jest wykończony tak samo jak ja. Zasypiamy marząc
żeby to wszystko było tylko złym snem.
Nie jest. Niestety nie
jest.
27 kwietnia
Rano pielęgniarka
przychodzi obwiązać piersi bandażem elastycznym aby powstrzymać
laktację. W ciąży zdobyłam całe mnustwo informacji na temat
laktacji...Boli żal, że nie będę mogła sprawdzić tego w
praktyce.
Przyjeżdża
przyjaciółka siedzimy, płaczemy, rozmawiamy.
Później zjawia się
Piotrek. Udało mu się wyspać. Przywozi ubranka dla Adasia bo nie
wiemy kiedy będzie trzeba go ubrać. Przecież miał być w nie
ubrany kiedy będziemy wychodzić ze szpitala, razem!
Jakaś taka nieudolna
rozmowa z Panią psycholog, chyba wcale nie jest nam potrzebna i nic
mi nie daje. Sztuczne uśmiechy albo raczej takie litościwe,
pocieszenia typu „dacie radę” teraz to do nas nie trafia.
Przychodzi mój tata.
Pierwszy raz w życiu widzę go płaczącego. Jest załamany, tak
bardzo czekał na wnuka bo ma dwie córki i 2 wnuczki a teraz miał
być chłopak, wreszcie chłopak...
28kwietnia
Rano Piotrek odbiera
akt urodzenia i w południe po mnie przyjeżdża. Załatwia jeszcze
zwolnienie dla siebie, jakieś formalności związane z sekcją
zwłok. Trudno mi myśleć, że Adaś jest jakimś kolejnym
przypadkiem medycznym. Wypisują mnie ze szpitala. Przy windzie
płaczę, że mieliśmy we troje wychodzić, że to wszystko nie tak
miało być. Potworny smutek i ciężar. Jak mamy dalej żyć, co nam
wypełni tą ogromną pustkę?
W domu wchodzę do
pokoju przygotowanego dla Adasia. Piotrek wyniósł łóżeczko.
Zdjął ze ściany wyhaftowane przeze mnie obrazki z dziecięcymi
emblematami. Nie ma niebieskiej wanienki. Tak niewiele brakowało do
pełni szczęścia! Czuję całkowitą bezsilność, ręce mi
opadają. Otwieram szufladę z pachnącymi ubrankami, szykuję to w
co chce ubrać Adasia, schylam się do dolnej szuflady po kocyk i już
zostaję na podłodze. Przytulam niebieski, mięciutki materiał to
jedyne co mogę zrobić, synka już nigdy nie przytulę.
Tak bardzo boli.
Jedziemy do zakładu
pogrzebowego. Pogrzeb będzie w środę 4maja. Trzymam się do czasu
kiedy zaprowadzają nas do pomieszczenia z trumnami. Czuję taką
straszną bezsilność, przecież mieliśmy co innego wybierać dla
Adaśka. Nic mi się nie podoba, bo jak może się podobać? Mogłabym
usiąść na podłodze i utopić się we własnych łzach.
Zostawiamy ubranka i to
co chcemy żeby było blisko naszego synka.
Pani uprzejmie zwraca
uwagę, że może być problem z Księdzem, może nie chcieć
odprowadzić nas do grobu bo nasze dziecko nie było grzesznikiem.
Jesteśmy załamani bo przecież żadne z nas nie będzie w stanie
nic powiedzieć w takiej chwili. Jeśli nie dla Adasia to niech
Ksiądz nam da wsparcie swoja obecnością w tym trudnym czasie. Pani
obiecuje jutro zadzwonić do Księdza i dowiedzieć się jak będzie
wyglądać ceremonia.
Problemy z terminalem w
czasie płatności. Te wszystkie przyziemne sprawy mnie irytują.
Jakie to wszystko „nie na miejscu”.
29kwietnia
Musimy zawieźć
zwolnienie Piotrka do pracy i przy okazji kupić coś do ubrania dla
mnie. Nic na mnie nie pasuje, ani sprzed ciąży ani z czasu ciąży.
Że też muszę się takimi rzeczami teraz martwić.
Dzwoni Pani z zakładu
pogrzebowego w sprawie Księdza. Wszystko załatwione, musimy tylko
przed ceremonią pokazać akt małżeństwa.
Po południu chowam
ubranka Adasia z komody do worków...będą czekać na kolejny Cud
Życia. Nie płaczę, jakąś ulgę przynosi mi segregacja, jakbym
układała swoje myśli.
1maj
Nie umiem się modlić.
Czuję niewyobrażalny żal do Boga za to, że tak szybko wezwał
Adasia do siebie. Byłby naszym Aniołkiem tu na Ziemi. Mógłby
przecież wiele dobrego tutaj zrobić.
Rozum nie ogarnia.
„Dlaczego” dzwoni co chwilę w myślach nie dając chwili
ukojenia.
Chciałabym kiedyś móc
dziękować Bogu za te kilka minut po porodzie kiedy tuliliśmy
Adasia.
Ale to jeszcze nie ten
czas. Czy będzie to w ogóle kiedyś możliwe? Czy będę się
umiała z tą tragedią pogodzić? Na dzień dzisiejszy to dla mnie
kompletnie nierealne.
2maj
Oglądam zmieniające
się obrazki w tv, leżąc w ulubionym miejscu na kanapie, tak często
okupywanym w ciąży, jem biały serek z rzodkiewką. Pomyślałam-
jutro może być budyń żeby Adasiowi wapnia dostarczyć...
Nadal chyba do mnie nie
dociera, że go już nie będzie. W dalszym ciągu nie jestem w
stanie dotknąć pustego brzucha, zupełnie tak jakby ta część
mnie w ogóle nie istniała. Tak bardzo brakuje kopniaków,
przeciągania, zawsze były takie silne i cały brzuch falował. A
jak tylko powiedziałam do męża: zobacz co robi, spójrz co się
dzieje to zapadała cisza, wstydziłeś się Adaśku?
Wczoraj Piotrek wspominał
jak go synuś podczas przemowy kopnął w policzek. Tatuś kazał mu
wychodzić szepcząc pogróżki, że nie będzie go głaskał po
pleckach przed snem to dostał za swoje. A może to był znak żeby
go ratować? Po co było tych kilka niepotrzebnych dni zwłoki?
Dlaczego nie miałam skurczy? Tak wiele pytań pozostanie na zawsze
bez odpowiedzi.
4maj
Dziś dzień pogrzebu.
Czas wlecze się
okropnie, chcę mieć to już za sobą. Nie możemy sobie znaleźć
miejsca. Wszystko mnie irytuje, chyba nie jestem miła dla otoczenia,
nie mogę Piotrkowi sprawiać przykrości, przecież jemu też jest
tak samo trudno...Przyjeżdżają dziadkowie Adasia i wujek. Ciocia i
kuzynka. Jedziemy na cmentarz.
Gdy tylko wysiadam z
samochodu kruszy się maska, pęka niewidzialna lina która mnie
trzymała przez ten cały tydzień a którą tylko lekko luzowałam
od czasu do czasu. Koniec trzymania zaciśniętych zębów. Teraz
jest mój czas i nic mnie inni nie obchodzą. Potrzebuję egoizmu dla
jakiegoś oczyszczenia? Pogodzenia? To jest jeszcze nie jasne ale mam
pewność, że teraz nie czas tulić się do rodziny tylko do
Piotrka, nie czas ich pocieszać tylko być z mężem. Oni też
bardzo cierpią i przeżywają ale muszę zrobić to co dla nas
dobre.
Do kostnicy prowadzi
droga pod górkę. Idziemy pochyleni, przygnieceni bólem i złamani
rozpaczą.
Takie piękne kwiaty
niosą dla Adasia, biel mogłaby być na chrzciny...później na I
Komunię.
Nie będzie żadnej
przyszłości ani tej bliskiej ani dalszej. Nie będzie pierwszego
uśmiechu, pierwszych kroków, nie usłyszymy mamo, tato...
Mam pełną kieszeń
przemoczonych chusteczek.
Mała, dębowa trumienka.
Dobrze, że tą wybraliśmy, te białe mi się nie podobały. Zamykam
oczy żeby jeszcze raz pogłaskać synka. Leży teraz tak blisko.
Ubrany w bodziak z napisem „Kocham mamę i tatę”, śpioszek
który kupiła babcia, czapeczkę z niebieskimi misiami. Przykryty
niebieskim, mięciutkim kocykiem z zeberką. Kilka zabawek tak bardzo
dla niego kupionych, że nie mogłabym mu ich nie dać.
Gdy stoimy nad grobem
nie słyszę słów Księdza. Czuję ciepło promieni słońca na
plecach i słyszę śpiew ptaków. Mogłabym krzyczeć: Dlaczego
Boże, dlaczego? Trzymamy się z Piotrkiem za ręce, przytuleni,
zjednoczeni w tym samym bólu i cierpieniu.
5maj
Byliśmy u Adasia...
Nie mieliśmy chodzić do
Niego tylko z nim spacerować, nie miał nas dzielić nieskończony
czas.
Wydawało mi się, że
wczoraj ogarnął mnie jakiś wewnętrzny spokój, ale chyba jednak
się pomyliłam. Albo to po prostu huśtawka, w tej godzinie jest
gorzej inna będzie trochę lepsza.
Nadal w sercu rośnie
poczucie winy. Nadal mogłabym oddać życie, żeby tylko patrzeć
jak mój synek dorasta, jak tata się nim zajmuje. Głaskać moich
chłopców czule w spokojnym śnie. Teraz pod powiekami głaszczę
nosek Adasia i tulę jego ciepłe ciałko, wciągam powietrze czując
jego zapach, trzymam w dłoni jego bezwładną maleńką rączkę.
Synku tak bardzo za Tobą
tęsknię.
8maj
Spodobała mi się
muzyka z reklamy telewizyjnej. Całą piosenkę znalazłam w
internecie. Słucham i czuję jak oczy mi się śmieją. Jest taka
piękna... Chciałabym umieć ją zagrać na pianinie... Przecież
mogłabym znaleźć nauczyciela, kupić pianino i się uczyć.
Czy teraz jest czas na
spełnianie marzeń z dzieciństwa?
Mimo, że cały czas
pamiętam o Adasiu czuję wyrzuty sumienia z powodu radości która
mnie w tej chwili ogarnęła.
Źle mi, tak bardzo mi
źle. Piotrek próbuje mi znaleźć zajęcia, ale ja nie widzę
żadnego sensu w jakimkolwiek działaniu.
Nie ma naszego synka, nie
czuję jego ruchów, nie śpi w pokoju obok. To co, że mam go w
sercu. Chcę go przytulić, pogłaskać nie tylko wspomnienie
powiekami ale jego główkę i brzuszek, policzki i ucałować małe
stopki. Ja chcę moje dziecko. Boże zwróć mi moje
dziecko!!!!!!Oddaj nam Adasia!!!!
9maj
Przez dwa dni zajadałam
smutek. Nie tędy droga. W porę się opamiętałam. Przed kolejną
ciążą chcę zrzucić 20kg, realne, już kiedyś się udało. Póki
co ćwiczenia fizyczne odpadają więc pozostaje dieta.
Muszę się wziąć w
garść. Zająć czymś, zacząć żyć. Tylko dlaczego tak bardzo mi
się nie chce...
Najgorsza jest
codzienność. Odpoczywam na dworze i myślę, Adaś powinien teraz
spać w wózku obok mnie. Gotuję obiad, powinnam nasłuchiwać czy
nie płacze w pokoju obok. Prasuję, ale nie jego ubranka. Wszystko o
nim przypomina. Nie ma chwili żebym o nim nie myślała.
Dziś stałam w kolejce w
sklepie. Przede mną Pani z dwójką dzieci jedno w wózku a drugie
biegało wkoło. Odeszła od wózka w pogoni za starszym synkiem.
Stałam za wózkiem jakby był mój. Miałam ochotę wyjechać nim ze
sklepu. Przy kasie już nie widziałam jaki pieniądz mam w ręce bo
oczy były pełne łez.
10maj
Mam w sobie dużo
nienawiści. Nie umiem się cieszyć z ciąży innych kobiet, ze
szczęśliwych porodów i pięknych dzieciaczków. Wstyd mi ale
myślę, aby spotkała innych ta sama tragedia co nas. Toksyczne
uczucie i nic nie dające. Ani nie zwróci mi synka, ani nie przynosi
ulgi, to dlaczego tak czuję? Dlaczego trawi mnie nienawiść?
Przecież dzieci
szczęście dają...
Kiedy byłam w ciąży
pojawiały się czasem wątpliwości. Czy to na pewno właściwy czas
na dziecko? Czy nie chcemy nim zapełnić jakiejś pustki między
nami? Czy będziemy potrafili je dobrze wychować? Czasem jakoś się
żal robiło, że teraz to już na pewno nie pojadę do Santiago de
Compostela. Że już nie wyjedziemy na wakacje sam na sam.
Jak mogłam tak myśleć?
Przecież nasz synek w niczym by nie przeszkadzał. Pragnęliśmy go
całym sercem. Jaka bliska droga od myśli do czynów...
Mam wyrzuty sumienia, że
jestem...hm...że się nie załamałam. Czy nie powinnam teraz nie
móc wstać z łóżka? Czy to nie czas na branie tabletek na
uspokojenie? Czy mogę tak po prostu myśleć co jutro zrobię na
obiad? Nawet umówiłam się dzisiaj do fryzjera. Aż się boje
wspomnieć, że myślimy o kolejnym dziecku.
Czy przez to, że jako
tako wychodzi mi życie po stracie, mój ból jest mniejszy od
innych załamanych mam Aniołków?
Wszyscy mi mówią, że
jestem silna, że doskonale sobie radzę. Czy tak jest naprawdę? Czy
ta siła to nie pierwszy krok do zapomnienia o Adasiu. Boję się
tego. Boję się, że Ci ludzie, którzy teraz widzą siłę,
zobaczą w nas obojętność na śmierć dziecka.
Czy to jest normalne, że
2tygodnie po śmierci mojego dziecka myślę o kolejnej ciąży? I to
ze świadomością, że inne dziecko nie zastąpi nam pierwszego.
Wszystko staram sobie wytłumaczyć, brać na rozum. Boję się czuć?
Kolejnej ciąży
strasznie się obawiam. Jak niewiele będzie brakowało do
przekroczenia granicy szaleńczego przewrażliwienia, obsesji.
Za cztery tygodnie czeka
nas odbiór wyników sekcji i wizyta u mojego lekarza. W myślach już
to przeżywam...dzień dobry...moje nienarodzone dziecko
zmarło...Panie doktorze dlaczego tak się stało? Przecież wszystko
było dobrze. Nie chcę być na niego zła, ufam mu i nie wierzę w
jego niedopatrzenie. Co już kilka osób mi sugerowało.
11maj
Jestem dziś w
całkowitej rozsypce. Zamknęłam się w swoich myślach, nie chcę
nikogo do nich wpuszczać. Tak bardzo mi źle, nic nie przynosi ulgi.
Na cmentarzu miałam ochotę paść na kolana przy grobie Adasia.
Ciężar który dźwigam przygniata mnie coraz bardziej. Boże
DLACZEGO musiałeś zabrać naszego synka? A skoro taki miałeś plan
nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Z poronieniem chyba łatwiej
się pogodzić.
Nie chcę żyć. Piotrek
powtarza, że muszę żyć dla niego. Ale ja nie chcę. Gdy rano
otwieram oczy czuję taki potworny zawód, po co? Niepotrzebny mi
kolejny dzień. Chcę umrzeć i być z moim dzieckiem. Tulić go w
ramionach, patrzeć w jego oczy, nawet nie wiem jakiego były koloru.
12maj
Smutna wizyta na
cmentarzu. W tym samym rzędzie gdzie pochowany jest Adaś wykopany
był następny mały dół. Znów przybyła Aniołkowa mama. Znów
ktoś przeżywa ten straszny koszmar. Boże potrzebujesz u siebie aż
tyle Aniołków?
Napisałam „... od
śmierci Adasia”. I zupełnie mi ta „śmierć” nie pasuje.
Śmierć i umieranie. Umierają ludzie którzy żyli na Ziemi a nie
nienarodzone dzieci. Dzieci odchodzą? Też nie pasuje, odchodzi się
od czegoś, od życia, od bliskich. Przecież Adaś mimo 9miesięcy w
czasie których był z nami to nie był między nami tak do końca.
Był kopniakiem, ruszającym się brzuchem, niewyraźnym obrazem na
USG. Był Adasiem. Tylko przez chwilkę, przez kilka minut po
porodzie był mimo, że przecież jego duszy już nie było. No to
był czy go nie było? Jak mam mówić o tej tragedii?
Może dzieci zasypiają...
13maj
Wczoraj wieczorem dwa
kieliszki wina pomogły mi się wypłakać, wyłam i wyłam i wyłam.
A wraz z ilością wylanych moich żali wzrastał niepokój Piotrka.
Mam w sobie żalu, całe pokłady. Co z nim zrobić? Jak go przerobić
na coś efektywniejszego od łez?
Piotrek się o mnie tak
bardzo martwi...A ja się martwię, że on się martwi, bo póki co,
jeszcze panuję nad sobą i do depresji (na ten moment) daleka droga.
I nie jestem do końca pewna czy Piotrek sobie sam ze sobą radzi
czy tylko trzyma się dla mnie...
Niedługo dla własnego
spokoju przykleję sobie uśmiech na twarz i będę udawać, że już
wszystko dobrze. Każdy tylko dobrze radzi. Ale nie czują tego co
ja. Cały czas uważam, że dobrze mi idzie droga wychodzenia na
prostą. A ciągle ktoś mi wmawia, że wcale tak nie jest, że
potrzebuję specjalisty, tabletek i cholera jeszcze wie czego. Łatwo
jest dawać rady innym.
Jestem zła! Moja
samoocena jest niska a teraz jeszcze ją podkopują...
W nowym dołku pochowany
kolejny Aniołek...aż mnie szarpnęło jak przeczytałam na
tabliczce „Adam”.
14maj
Zaczynam udawać, że
wszystko ok, ale gdzieś mnie ta maska uciska. I wcale nie chcę jej
nosić. Bezsens! Na siłę mam postępować według czyjegoś „widzi
mi się”? Niby wbrew sobie, ale też dla własnego spokoju. Czy
teraz jest czas na taki fałszywy spokój? Chyba właśnie teraz
powinnam walić pięściami w ścianę, przepłakać cały dzień,
wykrzyczeć całemu światu jak mnie serce boli. Może tylko dzięki
temu mogę odzyskać spokój, pogodzić się.
Nie wiem, już nic nie
wiem. Za dużo gdybania, niewiadomych, za dużo myślenia a za mało
czucia.
Chaos, chaos i jeszcze
raz chaos.
15maj
Na dworze pochmurno tak
samo jak w moim sercu. Strasznie mi dziś smutno, co chwilę płaczę.
Płaczę tak cicho, niezauważalnie dla nikogo. Tu łezka, tam łezka.
Przelewa się chyba wiadro z tłamszonym bólem. Zawsze wszystkie
żale pakowałam do wiadra a później wszystko wylewało się z
ciśnieniem jakiego można było uniknąć gdyby było tego mniej...
Nie umiem inaczej.
Reklamy czekoladek w TV
przypominają o nadchodzącym Dniu Matki. Pamiętam jak się
cieszyłam na ten pierwszy. W wyobraźni już widziałam
przedstawienia w przedszkolu...
Niestety, nie tym razem.
W tym roku nie zobaczę uśmiechu mojego dziecka w tym szczególnym
dniu.
Czy w ogóle
kiedykolwiek?
16maj
Pojawia się i to bardzo
natrętnie pytanie czy mój lekarz sprawdzał poziom wód płodowych.
W karcie ciąży takiego zapisu nie mam, czy jest w kartotece? Czy
może już została taka informacja zapisana w odpowiedzi na
wiadomość ze szpitala...bo na pewno lekarz lekarza poinformował o
całym zajściu...
Czy mój zaufany lekarz
mógł dopuścić się takiego zaniedbania i przez cały okres
trwania ciąży nie zmierzyć poziomu wód płodowych? Miałam taki
mały brzuch! Może to był znak, że jest małowodzie?
Cały czas idealizuję
mojego lekarz bo aż boję się myśleć co mogłoby mnie czekać
jeśli zaniedbanie okazałoby się faktem.
Powiedziałam o moich
przypuszczeniach Piotrkowi i prosiłam żeby to zostało między
nami. Nie chcę aby ktokolwiek wywierał na nas wpływ do
ewentualnego oskarżenia. Spodziewałabym się w takim przypadku
namawiania nas do procesu a chcę aby tylko i wyłącznie od nas
zależała ta decyzja, bo nikt poza nami nie będzie się obnażał w
sądach.
17maj
Po przebudzeniu czekałam
na ruchy Adasia. Po kilku sekundach przypomniałam sobie, że ich nie
będzie. I znów jestem kompletnie zalana żalem, bólem,
samotnością... Ta część mnie tak strasznie została mi wydarta,
bez przygotowania, bez znieczulenia. Czym wypełnić tą pustkę? Czy
w ogóle czymkolwiek się da?
Nie wiem jak żyć po tej
stracie. Nie mam wskazówek.
Już mi się nie chce
słuchać tekstów typu „jesteście młodzi jeszcze będziecie mieć
dziecko”. Ludzie nie rozumieją, że Adaś był dla nas, mimo że
nienarodzonym to jednak ukochanym dzieckiem. Żadne następne dziecko
nam go nie zastąpi. Nawet nie chcę myśleć jak byśmy je mogli
takim podejściem skrzywdzić. To będzie zupełnie inny człowiek.
Co najwyżej będzie miał swojego oddanego Anioła Stróża.
Dziś wtorek. Ten dzień
na zawsze pozostanie dla mnie dniem Twoich urodzin.
Chwilką tulenia Twojego
ciepłego ciałka.
Kończyłbyś trzeci
tydzień życia. Wiem, że najgorsze mielibyśmy za sobą. Już bym
umiała rozpoznawać Twoje potrzeby. Potrafiłabym odróżnić płacz
od płaczu bo przecież jeden drugiemu nie równy. Nawet nie znam
Twojego głosiku. Nawet nie wiem jakie miałeś oczy bo na zawsze
pozostały zamknięte.
Tak mi smutno tu bez
Ciebie synku. Tak bardzo tęsknię za Twoimi kopniaczkami. Pamiętam
jak pierwszy raz poczułam Cię tak wyraźnie. Ruszyłeś się w
brzuchu pod moją dłonią. Pomyślałam, że Cię głaszczę.
Dlaczego nie potrafiłam
zapewnić Ci bezpieczeństwa do końca?
18maj
Serce boli. W jednej
chwili czuję się super by za moment wpaść w kompletną dolinę. I
czasem mam wrażenie, że upadek z tej większej wysokości bardziej
boli. Pojawia się wtedy wyrzut sumienia, że zbyt szybko wzięłam
się w garść, teraz trzeba być załamanym.
Mail do szpitala. Około
10czerwca mamy zadzwonić żeby dowiedzieć się czy są już wyniki
sekcji Adasia.
21maj
Usiadłam z zamiarem
napisania czegoś, ale jednak mam inna potrzebę. Za 5dni minie
miesiąc od końca mojego macierzyństwa, kiedy to minęło? Idę
sobie w spokoju popłakać.
22maj
Dziś znów coś
pękło...zapalałam znicz na cmentarzu...I ta świadomość...Tylko
tak mogę teraz o Ciebie dbać mój Aniołku. Zapalając kolejne
znicze i podlewając stokrotki na Twoim grobie.
Daj mi jakiś znak, że
jesteś...przyśnij mi się. Proszę. Bardzo tego teraz potrzebuję
Adasiu...
25maj
Kolejny Aniołek poszedł
do nieba. Tym razem Tereska. Strasznie mnie ruszają te kolejne
groby. Mogłabym paść na ziemię, krzyczeć i walić pięściami.
Taka ogromna złość na los. Znów ktoś przeżywa taki sam koszmar
jak my. Po co to się dzieje? Dlaczego?
Kupiliśmy dziś dla
Adasia czerwony wiatraczek...
26maj
No i mamy Dzień Matki.
Tydzień temu już zaplanowałam, że pojedziemy do teściów.
Teściowa nie ma robić obiadu, my się wszystkim zajmiemy...
Przezornie zaplanowałam wszystko żeby musieć do nich jechać.
Wiedziałam, że dziś będzie mi tak ciężko, że będę
potrzebowała silnego bodźca do wstania z łóżka. Nie pomyliłam
się. W żołądku czuję ucisk, każdy oddech mnie boli, i ten
niewidzialny ciężar na barkach, nie mogę się wyprostować, kark
mnie koszmarnie boli. Mogłabym się zwinąć w kłębek i...i po
prostu zniknąć.
Wieczorem pojechaliśmy
na cmentarz...nie tak mieliśmy świętować TEN dzień. Smutek po
brzegi wypełnia serce i duszę.
Tak bardzo za Tobą
tęsknie Skarbie mój.
Wspomnienia które mi
tylko pozostały bardzo bolą, nie przynoszą radości. Nadal nie
umiem pogodzić się z tym, że Cię nie ma, że tylko chwila była
nam dana. Zbyt krótka, zbyt mała...
27maj
Za 2tygodnie powinny być
już wyniki sekcji Adasia. Boję się wizyty w szpitalu, swoich łez
i bólu który dusi i nie daje nic powiedzieć.
Z Piotrkiem widzimy, że
zamiast wraz z upływem czasu być lepiej, lżej jest gorzej.
Coraz bardziej boli
strata. Coraz większe wyrzuty sumienia mam gdy jest choć troszkę
lepiej.
Żeby móc cofnąć
czas...Nawet jeśli musiało się stać tak a nie inaczej to żeby
móc jeszcze kilka minut potulić Adasia. Przeżywam tą chwilkę
naszej trójki już chyba tysięczny raz. Tylko dotyku brakuje,
ciepła, miękkości. Kanciate wspomnienia, które nie dają wcale
ukojenia.
29maj
Potrzebuję coraz
mocniejszych bodźców do życia, do funkcjonowania. Te podstawowe,
nawet można powiedzieć fizjologiczne nie działają wystarczająco.
Na nic się zdają te
zewnętrzne angażowania mnie w jakieś przedsięwzięcia. Potrzebuję
swojej osobistej woli życia. Tak niewiele a tak dużo...
No bo się nie chce,
kompletnie się nie chce gdy wszystko wydaje się nie mieć sensu.
30maj
Wczoraj byliśmy na
spotkaniu z przyjaciółmi. Pojechaliśmy sentymentalnie...ognisko i
gitara. Trudno mi było dusić w sobie emocje. Tylko po części się
udało i troszkę łez pokapało. Trudno. Dopiero jak wróciliśmy do
domu pozwoliłam sobie na totalne rozklejenie i w sumie do tej pory
jestem w rozsypce.
Wczoraj pojawiła się
myśl, że chcę być jak najszybciej w ciąży żeby móc tą
niewykorzystaną matczyną miłością obdarować następne dziecko.
Tak bardzo chcę tulić swoje maleństwo...Tak bardzo.
1czerwca
Kolejny trudny
świąteczny dzień. Dzień Dziecka...Tak miało być pięknie.
Tak niewiele mogę.
Zapalić znicz, dbać o kwiatki, przetrzeć czerwony wiatraczek gdy
jest zakurzony.
To wszystko zbyt mało
dla ogromu miłości w sercu..
Zadzwoniłam do
szpitala. Nie ma jeszcze wyników sekcji Adasia. Słowo „sekcja”
ledwo co przechodzi mi przez gardło. Telefon odebrała położna do
której chodziliśmy na szkołę rodzenia. Żal, że nie można całej
wiedzy wykorzystać w praktyce.
2czerwca
Znaki, sny,
przeczucia...chcę żyć uważniej żeby móc je dostrzegać i dobrze
interpretować. Podświadomość często chce nas przed czymś
uchronić, ostrzec a my realiści jesteśmy głusi na wszelkie
przesłanki. Chcę słyszeć...
3czerwca
Zmarł chrzestny
Piotrka, przegrał walkę z rakiem.. Smutek, żal a jednocześnie
trochę spokoju...zaopiekuje się Adasiem.
5czerwca
Dziwne. Zawsze lubiłam
planować, wybiegać myślami daleko w przyszłość. Układanie
planów w czasie, jakaś przewidywalność dawała spokój. A dziś
już tego nie potrafię. W każdej chwili coś może skierować moje
życie na zupełnie inne tory, może wykoleić pierwszy czy ostatni
wagonik.
O następnej ciąży nie
potrafię myśleć jak o dziecku które będę tulić, to zbyt daleko
sięgające plany. Do świadomości przyjmuję tylko jakąś
szansę...nie to niewłaściwe słowo. Szansę można wykorzystać
lub nie. Poprzednią chciałam wykorzystać a i tak mi nie pozwolono.
6czerwca
Kolejny trudny dzień za
nami. Dziś ostatni raz pożegnaliśmy wujka. Nikomu się nie
przyznałam ale świadomość iż jest teraz z naszym Adasiem
uspokoiła mnie. Oczami wyobraźni widzę go jak trzyma na rękach
naszego synka. Adaś nie jest malutki, już ma może ze
2latka...uśmiecha się i macha rączką. Skarbie mój najdroższy.
Cała uroczystość
przypominała mi bardzo jak żegnaliśmy Adasia. Przyjmowaliśmy
kondolencje od dalszej rodziny. Było mi bardzo ciężko. Moje rany
są jeszcze bardzo świeże i z każdym kolejnym dniem jest coraz
ciężej.
8czerwca
Coraz bliższy dzień w
którym będzie trzeba iść do pracy. Czy jestem gotowa? Nie dowiem
się póki nie spróbuję, ale wydaje mi się, że chcę już po
prostu na siłę się wepchnąć w normalne życie. Nigdy nie będzie
już tak jak było. Adaś zawsze będzie dzieckiem za którym się
tak okropnie tęskni, po którym pozostała okropna pustka, dziura w
której nie widać dna.
Dziś w czasie spaceru
na cmentarz próbowałam sobie ułożyć w myślach moją wiarę.
W co wierzę? Dobry Bóg
runął z wybudowanego od dzieciństwa, kulturalnego, narodowego
piedestału. Nie potrafię się modlić. Modliłam się o ciążę,
modliłam się o szczęśliwe rozwiązanie. Tymczasem życie
potoczyło się zupełnie inaczej. Nie tak jak chciałam. Przecież
miałam wolną wolę. Dlaczego nie spełniło się moje pragnienie,
moja wola? Świadomość, że na niewiele rzeczy mamy wpływ jest
dołująca. Bóg tworzy życie? My, rodzice stworzyliśmy Adasia.
Próba wiary? No to nie
zdałam egzaminu. Nie widzę sensu, nie widzę celu. W złu nie widzi
się celu, a śmierć nienarodzonego dziecka jest złem.
Wierzę w Krainę
Aniołów.
9czerwca
Jakiś czas temu
wydawało mi się, ze jestem psychicznie gotowa do następnej ciąży,
że odczekam tylko pół roku i będziemy się dalej starać. Ale tak
bardzo się boję. Lęk o kolejne niepowodzenie nie pozwala marzyć.
Ja chcę dziecko ale nie ciążę. Na dzień dzisiejszy byłby to
czas pełen kompletnego lęku, nerwów...A czy jest coś gorszego w
ciąży?
I rodzi się pytanie: czy
kiedykolwiek będę na tyle odważna żeby zdecydować się na ciążę?
A może poddać się
losowi? Jeśli nie mam zajść to nie zajdę. Nawet nieświadomie
mogę się zablokować a los zadecyduje za mnie.
20czerwca
Pierwszy dzień pracy za
mną...Lekko nie było. Cały czas czekałam aż jakaś klientka
zapyta radośnie „jak tam maleństwo...?”
No i widok
dzieci...wózków...kobiet w ciąży...wszystko w ilości dla mnie
przedawkowania...idę płakać.
I muszę powiedzieć, że
nie przynosi mi ulgi myśl, że trzeba przestać płakać bo mojemu
Aniołkowi znikają skrzydełka... Mam jeszcze większe wyrzuty
sumienia!
23czerwca Dzień Taty
Piotruniu to Twój
dzień...mimo wszystko...jesteś najukochańszym tatusiem naszego
Adasia.
4lipca
Od wczorajszego wieczoru
jestem kompletnie rozbita. Nie wiem co się stało, żadnego
silniejszego bodźca nie było. Mimo to mam wrażenie, że spadłam
piętro niżej w moim osobistym dołku.
Tak bardzo mi brakuje
synka. Widok małych chłopców tak bardzo boli. Dzisiaj ledwo
wytrzymałam przy klientce. Miałam TAKĄ ochotę się rozpłakać.
Wróciłam do domu...piję
wino...i płaczę. Wyrzucam z siebie po raz enty te same żale, w
kółko to samo, to samo. Dlaczego nie jest lżej?
8lipca
Dziś wizyta u lekarza
prowadzącego moja ciążę. Bardzo się boję. Czy wytrzymam i
rozpłaczę się dopiero w gabinecie? Czy gula w gardle pozwoli mi
mówić. Czy w ogóle będę się w stanie skupić na rzeczowym
zadawaniu pytań?
Jestem bardzo zadowolona
z wizyty. Pan doktor okazał się ciepłym, umiejącym okazać
zrozumienie i wsparcie człowiekiem. Zresztą wcześniej też Go za
takiego uważałam, ale wiadomo, że zmieniamy się ze względu na
sytuacje.
On również nie umiał
nam wytłumaczyć śmierci Adasia, cholerny pech który przesądził
o naszym nieszczęściu.
Dostaliśmy pozwolenie na
rozpoczęcie starań we wrześniu...
10lipca
Jestem ciągle zmęczona,
nic mi się nie chce. Śpię normalnie. Jem zdrowo bo jestem na
diecie. Depresja? Nie. Jeszcze nie...
12lipca
W głowie dziś pełno
pomysłów.
Pomyślałam, że
historii takich jak nasza jest bardzo wiele. Ponoć w Polsce to 2tys
takich przypadków rocznie. Żyjemy w czasach kiedy medycyna potrafi
robić cuda. Dlaczego tylko nieliczni mają do nich dostęp? Ponoć
częstsze badania KTG pod koniec ciąży mogą wykryć owinięcie
pępowiną której na USG nie widać. Dlaczego się tego nie robi? Bo
nie ma pieniędzy? Czy dla państwa, które tak się martwi i
troszczy o przyrost naturalny nie ma znaczenia ta spora liczba
obywateli, którym nie daje się szansy na życie?
Chcę zrobić coś aby
śmierć Adasia nie poszła na marne, żeby on oddając swoje życie
mógł uratować inne dzieciaczki, które powinny dostać szansę aby
urodzić się zupełnie zdrowe. Bo on przecież był zdrowy...
Do kogo zwrócić się o
pomoc? Na czym się skupić, jaka forma pomocy będzie
najefektywniejsza?
16lipca
Chcę być w ciąży.
Już nie mówiąc o przytuleniu zdrowego dziecka po porodzie.
Nigdy nie pozbędę się
wątpliwości, lęków, braku nadziei więc nie chcę czekać. Nic by
to nie dało. Jak tylko przyjdzie wrześniowy czas będziemy się
starać o dzidzię. Ile czasu nam to zajmie? Nie wiadomo, ale mam
nadzieję, że ewentualne niepowodzenie mnie zbytnio nie załamie.
20lipca
Narodziny w
rodzinie...nawet nie wiem jakie nadali imię, nawet nie wiem czy
chłopiec czy dziewczynka. Piotrek skasował smsa zanim doczytał do
końca. Informacja wcale dla mnie nie jest radosna. Potrafiłabym
łączyć się w bólu straty ale nie w radości. Egoizm? Nie, po
prostu niesprawiedliwy los. Pewnie się powtórzę, ale „dziękuje”
za takie pieprzone wyróżnienie osobistym Aniołkiem!
21lipca
Zrobiłam kolejne
podejście do szukania nagrobka...znalazłam 100km od domu.
Chyba czas wydrukować
zdjęcie i zacząć szukać kamieniarza który to wykona.
Ponoć strasznie
zdzierają bo wiedzą, że rodzicom zależy...To będzie ostatnia
rzecz jaką mogę zrobić dla synka więc nie będę oszczędzać.
23lipca
Piotrek ma gorszy dzień.
Mama pyta co on taki?
Bo w oczach wszystkich
już się pozbieraliśmy...a niech sobie myślą co chcą. Ja się
przed nikim nie będę tłumaczyć. Przeżywam nadal. Tęsknota mnie
dosłownie trawi, ale maski nie ściągam...
12sierpnia
Mija rok odkąd zrobiłam
pozytywny test ciążowy. Takie było wtedy szczęście, zero obaw,
no może malutkie, ale na pewno nie wybiegające w czasie za termin
porodu.
Po co odszedłeś od nas
synku...byłoby nam dobrze...tęsknisz tak jak mamusia i tatuś?
Cały czas miotam się
ciąża tak, ciąża nie, ciąża tak, ciąża nie...
Powód niejasności odnalazłam dziś...Chcę dziecko na które będę mogła przelać te namacalne uczucia, miłość, troskę, opiekuńczość...Ciebie Adasiu nie ma, a te uczucia były dla Ciebie przeznaczone, więc jak kochać teraz inne dziecko?
Moja miłość do Ciebie musi stać się inna, o poziom wyższa bo anielska...Do serca mojego przytulam Twoje serduszko. Bijące nie śpiące! Jest Ci dobrze...tak trudno w to wierzyć...a ja czekam na nasze spotkanie...tak Cię wtedy wytulę...za wszystkie czasy.
A teraz czas na drugie maleństwo, na Twojego brata lub siostrzyczkę. Pozwól im zacząć żyć tutaj z mamą i tatą...Obiecuję, że nigdy Cię nie zapomnę i nigdy nie przestanę Cię kochać...Daj mi szansę potrenować rodzicielstwo zanim się z Tobą spotkam...
Dziś mija rok odkąd pojawiłeś się w naszym życiu...I tak jak wtedy byłeś tylko myślą i dwoma kreseczkami tak teraz jesteś naszym pierwszym, najkochańszym dzieckiem...
A to, że wreszcie sobie wszystko jakoś ułożyłam...
Dziś do sklepu weszła kobieta z maleństwem...ze 2tyg temu była jeszcze w ciąży...Tak bardzo pragnęłam je przytulić. Zaraz po niej weszła kobieta z nieco starszym bobasem...miałam go z pół metra od siebie...i te jego oczęta...Chcę być ziemską mamą.
Powód niejasności odnalazłam dziś...Chcę dziecko na które będę mogła przelać te namacalne uczucia, miłość, troskę, opiekuńczość...Ciebie Adasiu nie ma, a te uczucia były dla Ciebie przeznaczone, więc jak kochać teraz inne dziecko?
Moja miłość do Ciebie musi stać się inna, o poziom wyższa bo anielska...Do serca mojego przytulam Twoje serduszko. Bijące nie śpiące! Jest Ci dobrze...tak trudno w to wierzyć...a ja czekam na nasze spotkanie...tak Cię wtedy wytulę...za wszystkie czasy.
A teraz czas na drugie maleństwo, na Twojego brata lub siostrzyczkę. Pozwól im zacząć żyć tutaj z mamą i tatą...Obiecuję, że nigdy Cię nie zapomnę i nigdy nie przestanę Cię kochać...Daj mi szansę potrenować rodzicielstwo zanim się z Tobą spotkam...
Dziś mija rok odkąd pojawiłeś się w naszym życiu...I tak jak wtedy byłeś tylko myślą i dwoma kreseczkami tak teraz jesteś naszym pierwszym, najkochańszym dzieckiem...
A to, że wreszcie sobie wszystko jakoś ułożyłam...
Dziś do sklepu weszła kobieta z maleństwem...ze 2tyg temu była jeszcze w ciąży...Tak bardzo pragnęłam je przytulić. Zaraz po niej weszła kobieta z nieco starszym bobasem...miałam go z pół metra od siebie...i te jego oczęta...Chcę być ziemską mamą.
13 sierpnia
Wczoraj, pierwsza próba
zajścia w ciążę...spontanicznie? Nie, decyzja całkowicie
przemyślana....
16 sierpnia
Byliśmy z Piotrkiem na
basenie. Śmiałam się pierwszy raz od dawna, tak prawdziwie, z
głębi serca. Aż sama się zdziwiłam to był taki obcy dźwięk.
Teraz muszę tylko walczyć
z poczuciem winy za te radosne chwile, niestety ono ciągle powraca.
Za każdym razem powtarzam
sobie:
To, że się śmieję nie
znaczy, że zapomniałam o Adasiu, nie znaczy, że mniej go kocham,
że mniej mi go brakuje.
22 sierpnia
Tak mało Cię
pamiętam...Pamiętam gładkość Twoich policzków, długie paluszki
u stóp, Twój ciężar gdy Cię trzymałam. Ale to wszystko mało,
za mało. Smutno mi strasznie, a za cztery dni miałbyś 4miesiące.
Tak bardzo boli to czego nie ma i nie będzie. Nie potrafię szczerze
się cieszyć za czas który był nam dany. Zbyt wielki jest żal za
tym czego zabrakło.
25 sierpnia
Cztery miesiące temu, ten
czas, ta okropna noc, ten martwy brzuch. Wszystkie wspomnienia tak
bardzo oślepiają dzisiejszą codzienność. Żeby móc cofnąć
czas. Zniosę każdy ból byle jeszcze raz przytulić Adasia, byle
móc go pogłaskać.
Co miesiąc to są
najtrudniejsze dni...Jedyny sposób na ich przeżycie to butelka
wina, wielki karton chusteczek i blask świecy, w którym majaczą
obrazy rozmazane łzami. Tak pięknie mogłoby wyglądać nasze życie
we troje. Dlaczego coś nas rozdzieliło?
26 sierpnia
Zrobiłam test ciążowy.
Nie ma nawet cienia magicznej drugiej kreski więc nadal czekam na
okres. Mógłby już przyjść i wtedy zarezerwuje jakieś wakacje.
Choć w sumie spojrzałam w lustro i zobaczyłam to coś, śmiejące
się oczy, nie wiem sama, coś dziwnego. Czyżby jednak się udało?
Piotrek dziś pojechał do
rodziców, zobaczymy się dopiero w niedzielę. Minęło kilka godzin
od rozstania a ja już za nim tęsknię. Nie pamiętam kiedy
rozdzielaliśmy się na tak długo.
Siedzę w internecie, szukam
nie wiadomo czego. I naglę słyszę: Mamusiu, mamusiu...takie
radosne, wołanie mamy, kiedy biegnie się, czymś pochwalić, z
jakimś odkryciem. Wiem, że to Ty synku. Tulę Cię do mojego serca.
27 sierpnia
Jaki straszny upał, nie ma
czym oddychać. Sto razy bardziej wolę zimę, można się ciepło
ubrać a latem w żaden sposób nie jest się w stanie wpłynąć na
zmianę temperatury dochodzącej do ciała. Za wiele z siebie zdjąć
nie mogę bo za bardzo się krępuję. Uczucie wstydu jest okropne.
Ile rzeczy człowiek w życiu przez nie nie zrobi...
Ja w ogóle chyba mam jakąś
umiarkowaną fobię społeczną. Najbardziej nie lubię jeździć
autobusami, czuję wzrok ludzi kiedy czekam aż drzwi się otworzą.
Albo jak wsiadam do autobusu z przystanku na którym czekam sama.
Okropne uczucie!
Już zwariowałam?
28 sierpnia
Powinnam już wczoraj
dostać okres, ale nadal go nie ma. Zrobiłam kolejny test...Cień
cienia drugiej kreski majaczy w upragnionym miejscu. Jest tam na
pewno, spoglądałam w każdym możliwym świetle. Wiem, że to
zdecydowanie zbyt wcześnie na radość. Ale jestem mały, bo mały
ale zawsze krok do przodu w drodze do drugiego dziecka.
Dziś jadę do Piotrka, już
się nie mogę doczekać kiedy go wytulę. I jeszcze taka wiadomość,
choć myślę, że raczej mało co się ucieszy, zbyt wielki jest
lęk, w obawie czy sytuacja się nie powtórzy.
29 sierpnia
Test minimalnie, ale
ściemniał. Dziś pojadę na badanie krwi.
Adasiu czuwaj nad nami.
Wierzę, że teraz kiedy masz przy sobie wiele Aniołków zostawisz
nam swoją siostrzyczkę lub braciszka tutaj na Ziemi. Bardzo
pragniemy tej małej kruszynki, która jest dla nas jak Twój uśmiech
z Aniołkowej krainy. Zesłałeś go na pewno po tej tęczy którą
tatuś niedawno wypatrzył. Widzieliśmy całą od Ziemi do Ziemi. Od
Twojej krainy do nas.
Gdy zaczynałam pisać ten
dziennik pojawiła się myśl aby zakończyć go wraz z pojawieniem
się w naszym życiu kolejnej nadziei na bycie rodzicami. Bycie
ziemskimi rodzicami.
Minęły cztery
najtrudniejsze miesiące mojego życia. Nigdy tak wiele nie
cierpiałam, nigdy tak ogromnego żalu do losu nie miałam. Odejście
Adasia pociągnęło za sobą lawinę dobrych uczuć w moim
małżeństwie. To na pewno nie było sensem jego śmierci, nie chce
tak myśleć, bo przecież nie wiem jak wyglądałby nasz związek
gdybyśmy wspólnie opiekowali się Adaśkiem. Czy wtedy też
bylibyśmy tak bardzo zjednoczeni? Czy radość potrafi łączyć tak
samo silnie jak ból? Tego się nigdy nie dowiemy. Wiele rzeczy
pozostanie tylko domysłami, odpowiedzi na pytanie DLACZEGO pewnie
nigdy nie odkryjemy.
Teraz pozostaje mi poddać
się ślepemu losowi. Nie planować zbyt wiele, nie pozwolić sobie
na wybieganie w przyszłość bo w jednej sekundzie można stracić
wszystko.
To nie jest tak, że nie mam
nadziei, to bardziej trzymanie ją na odległość, jest ale tak na
wyciągnięcie ręki.
Pauliś... Dopiero dzisiaj odważyłam się to przeczytać...
OdpowiedzUsuńBoże jak to jest że tak dużo rzeczy jakby działo się analogicznie do tego co ja przeżywałam od 20 września 2010 roku...
Szymonek i Adaś bawią się z innymi Aniołkami a nam pozostało żyć nadzieją że kiedyś się jeszcze spotkamy...
Strasznie ciężko żyć z tą tęsknotą i tymi strasznymi wspomnieniami :(
Nasze historie są tak bardzo podobne do siebie...
OdpowiedzUsuńSą... I wiesz... kiedy ja się starałam o Wikusia a ty wpadałaś na zawzięte zasilać fluidkami nigdy nie przeszło mi przez myśl, że Adaś pójdzie w ślady Szymonka :(
OdpowiedzUsuńMusimy się jakoś trzymać :(
Całuje :*
A ja pamiętam jak byłam na początku ciąży i czytałam Twoją historię...Jak ja się wtedy uryczałam. Czasem myślę co by było gdybym przeczytała wszystko co napisałaś będąc przy końcówce. Czy byłabym przewrażliwiona i to uratowałoby Adasia? Eh...smutno jak nie wiem :( To już 18miesięcy bez niego.
OdpowiedzUsuńWiesz ja się z tym nie spotkałam nigdy wcześniej.
OdpowiedzUsuńTzn wiedziałam, że dzieci się np pępowiną owijają ale...
Nie wiedziałam, że umierają zdrowe dzieci i to tak bez namacalnej przyczyny...
Tylko myślę, że nawet jakbym się z tym spotkała to... to by mnie przecież nie dotyczyło...
Za 16 dni rocznica, 2 rocznica.
Znowu płacząc zastanawiam się jak ja to przeżyję...?
Jak przeżyć...jakoś to będzie. No bo jak świętować urodziny dziecka bez jego uśmiechu?
OdpowiedzUsuńTe "świąteczne dni są chyba najgorsze" choć czasem patrzę na uśmiechniętą od ucha do ucha Natalkę i mam ochotę wyć. Taki kamień w sercu na dalsze lata...:(
Dla mnie chyba ważniejszy jest dzień śmierci niż dzień urodzenia.
OdpowiedzUsuńMoże właśnie dlatego, że urodziny kojarzą mi się z radością.
A kiedy Szymcio się urodził nie było radości tylko łzy :(
Mam to samo... Z jednej strony dziękuję losowi za Olka i Wikusia a z drugiej strony czuję ten cholerny żal o to, że byłam w ciąży trzy razy, urodziłam troje dzieci a co?
Uśmiech mogę zobaczyć tylko na dwóch twarzyczkach :(
Przytulam...
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję, ja mam trzech synów, jednak dwoje dzieci też straciłam. Dużo wcześniej, bo w 9 i 14 tygodniu. Nawet nie wiem jaka płeć. Ale i tak daliśmy im imiona- Maciuś i Lenka. Kiedyś myślałam,że wolałabym urodzić martwe dziecko,żeby chociaż móc się z nim pożegnać, przytulić. Dziś, po przeczytaniu tego bloga, wiem, że miałam mimo wszystko prościej, co nie zmienia faktu, że bardzo, bardzo mi brakuje moich nienarodzonych dzieci, ta pustka w człowieku zostaje do końca, a pytanie dlaczego niewiele pomaga. Pozdrawiam serdecznie i zyczę samych radosnych chwil, życie jednak uczy pokory...
OdpowiedzUsuńCzytając Twój dziennik, płaczę. Tak bardzo mi przykro. Nie wyobrażam sobie bólu, który musiałaś czuć w czasie porodu. Bardzo chciałabym Cię przytulić.
OdpowiedzUsuńDziękuję...
OdpowiedzUsuńPopłakałam się...
OdpowiedzUsuńNie przeżyłabym chyba czegoś takiego...
Popłakałam się.. Bardzo Wam współczuję, nie umiem nawet nic sensownego napisać. Patrzę na moją córkę i tak bardzo dziękuję Bogu, że ją mam.
OdpowiedzUsuńTyle razy już to czytałam...
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam jak i czy to skomentować.
Podpiszę się pod tym, co piszą inni: nie wyobrażam sobie tego bólu... chyba bym umarła... patrzę na mojego syna...
Podziwiam Cię. Ściskam i przytulam całą Twoją rodzinę!
życie jest podłe! ja urodziłam synka wojtka w 38tc wzorowej ciąży!do 36 tygodnia wzorowej,wtedy też okazało się,że synek ma wiele wad genetycznych i nie wykształcony móźdzek - nie miał szans na przeżycie...jednak był z nami 10 dni...najpiękniejszych 10 dni w moim życiu.Nigdy też nie słyszałam jak płacze,nie mogłam go ubrać,przewinąć...mam tylko cichą nadzieje,że czuł,że jesteśmy cały czas z nim i że bardzo go kochamy. Sciskam Wszystkie mamy
OdpowiedzUsuń