Nie mogłam się oprzeć aby nie nadać takiego tytułu...
Jest 1,3kg mniej :D ćwiczę codziennie, dobrze jem. Jestem na dobrej dordze.
Dziś prawie po roku wyjechałam rowerem na ulice...fajnie minęło pół godziny. Może uda mi się częściej?
Za tydzień m wraca do pracy (od 6 do 18) będę musiała wziąć się w garść i wygospodarować czas dla siebie. Cieszę się, że mnie wspiera i np. nie protestuje, że musi uśpić Natalkę bo ja muszę iść poćwiczyć.
Mama przyniosła placek do kawy...spróbowałam okruszek. Cóż to była za katorga! Słodycz w ustach, momentalnie rozeszła się błogością po całym ciele...poprzestałam na okruszku, m miał 2 kawałki!
Może kiedyś dojdę do "... i kręci, się kręci koło za kołem...i gna coraz prędzej..." ;)
A, że dziś 25...bardzo smutno...już chyba zawsze tak będzie.
sobota, 25 sierpnia 2012
piątek, 17 sierpnia 2012
I nie udźwigną, taki to ciężar...
Ile razy się odchudzałam? Nie pamiętam...
Ile razy chudnęłam? Tak naprawdę dwa.
Jak jest teraz? Teraz mam wagę sprzed ciąży, sprzed ciąży z Natalką.
Nie odpowiada mi to, ale brakuje mi wiary w osiągnięcie celu. Czuję, że nie dam rady, że polegnę.
Zdaję sobie sprawę, że powinnam się zmienić na całe życie, nie tylko na czas tracenie kilogramów. Zawsze chciałam być aktywną mamą. Dlaczego to moje "chcę" nie może iść w parze z "mogę" ?
Dlaczego a właściwie co trzyma mnie ciągle w jednym miejscu, w którym w dodatku wcale mi się nie podoba? Jestem beznadziejna...Do takiego wniosku dochodzę zawsze i co? Najchętniej poszłabym do lodówki, najadła się bo przecież i tak nie ma sensu, i tak nie schudnę, a wyrzuty sumienia dołożyły by coś jeszcze na talerz.
Zwariuję! Muszę się zmienić!Chcę się zmienić...
Dziś jestem zadowolona z tego co zjadłam, czemu się oparłam i z tego ile ćwiczyłam. Jak mantrę powtarzam, że się zmienię, że osiągnę swój cel.
A ćwiczenia były okropne. Brzuszki, orbitrek przez 20minut i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Pierwszy raz czułam jak tłuszcz dosłownie mnie trzyma przy ziemi, jak ogranicza ruchy. To było tak okropne, że miałam ochotę usiąść i płakać. Sięgnęłam dna, po raz pierwszy każdą komórką ciała poczułam, że nienawidzę go. Nigdy się sobie nie podobałam, ale teraz za brakiem akceptacji poszło kompletne obrzydzenie.
Źle mi, bardzo mi źle. I nie mogę iść do lodówki...
Ile razy chudnęłam? Tak naprawdę dwa.
Jak jest teraz? Teraz mam wagę sprzed ciąży, sprzed ciąży z Natalką.
Nie odpowiada mi to, ale brakuje mi wiary w osiągnięcie celu. Czuję, że nie dam rady, że polegnę.
Zdaję sobie sprawę, że powinnam się zmienić na całe życie, nie tylko na czas tracenie kilogramów. Zawsze chciałam być aktywną mamą. Dlaczego to moje "chcę" nie może iść w parze z "mogę" ?
Dlaczego a właściwie co trzyma mnie ciągle w jednym miejscu, w którym w dodatku wcale mi się nie podoba? Jestem beznadziejna...Do takiego wniosku dochodzę zawsze i co? Najchętniej poszłabym do lodówki, najadła się bo przecież i tak nie ma sensu, i tak nie schudnę, a wyrzuty sumienia dołożyły by coś jeszcze na talerz.
Zwariuję! Muszę się zmienić!Chcę się zmienić...
Dziś jestem zadowolona z tego co zjadłam, czemu się oparłam i z tego ile ćwiczyłam. Jak mantrę powtarzam, że się zmienię, że osiągnę swój cel.
A ćwiczenia były okropne. Brzuszki, orbitrek przez 20minut i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Pierwszy raz czułam jak tłuszcz dosłownie mnie trzyma przy ziemi, jak ogranicza ruchy. To było tak okropne, że miałam ochotę usiąść i płakać. Sięgnęłam dna, po raz pierwszy każdą komórką ciała poczułam, że nienawidzę go. Nigdy się sobie nie podobałam, ale teraz za brakiem akceptacji poszło kompletne obrzydzenie.
Źle mi, bardzo mi źle. I nie mogę iść do lodówki...
niedziela, 5 sierpnia 2012
Gorzko...
Dawno nie pisałam...
30lipca Natalka po raz pierwszy smiała się głośno a właściwie rechotała. Dziś powtórzyła swoją nową umiejętność.
Ale nie chciałam tak zupełnie o tym.
Oglądam zdjęcia znajomej, jej rodzinne chwile zatrzymane w czasie. Chłopczyk o miesiąc starszy od Adasia.
Porównuję, zazdroszczę tych wszystkich wspólnych chwil. Ich chwil, nie naszych.
Nowe osiągnięcia Natalki za każdym razem oblewam słonymi złami. Jej postępy są cudowne. A jakie byłyby Adasiowe? Jaki byłby jego uśmiech, jakie miałby oczy. Te same pytania będą pewnie powracać do końca życia. A ja ich nie chcę, za bardzo bolą.
Chcę pamiętać o moim kochanym synku, ale nie chcę tego bólu. Dlaczego pamięć o moim dziecku musi się z tym wiązć. Nasze miłe chwile z Adasiem są takie niewyraźne...
30lipca Natalka po raz pierwszy smiała się głośno a właściwie rechotała. Dziś powtórzyła swoją nową umiejętność.
Ale nie chciałam tak zupełnie o tym.
Oglądam zdjęcia znajomej, jej rodzinne chwile zatrzymane w czasie. Chłopczyk o miesiąc starszy od Adasia.
Porównuję, zazdroszczę tych wszystkich wspólnych chwil. Ich chwil, nie naszych.
Nowe osiągnięcia Natalki za każdym razem oblewam słonymi złami. Jej postępy są cudowne. A jakie byłyby Adasiowe? Jaki byłby jego uśmiech, jakie miałby oczy. Te same pytania będą pewnie powracać do końca życia. A ja ich nie chcę, za bardzo bolą.
Chcę pamiętać o moim kochanym synku, ale nie chcę tego bólu. Dlaczego pamięć o moim dziecku musi się z tym wiązć. Nasze miłe chwile z Adasiem są takie niewyraźne...
Subskrybuj:
Posty (Atom)