Nie mogłam się oprzeć aby nie nadać takiego tytułu...
Jest 1,3kg mniej :D ćwiczę codziennie, dobrze jem. Jestem na dobrej dordze.
Dziś prawie po roku wyjechałam rowerem na ulice...fajnie minęło pół godziny. Może uda mi się częściej?
Za tydzień m wraca do pracy (od 6 do 18) będę musiała wziąć się w garść i wygospodarować czas dla siebie. Cieszę się, że mnie wspiera i np. nie protestuje, że musi uśpić Natalkę bo ja muszę iść poćwiczyć.
Mama przyniosła placek do kawy...spróbowałam okruszek. Cóż to była za katorga! Słodycz w ustach, momentalnie rozeszła się błogością po całym ciele...poprzestałam na okruszku, m miał 2 kawałki!
Może kiedyś dojdę do "... i kręci, się kręci koło za kołem...i gna coraz prędzej..." ;)
A, że dziś 25...bardzo smutno...już chyba zawsze tak będzie.
Muszę się przyznać że dwa razy 5-ty minął mi tak, że nawet nie zauważyłam kiedy. Usprawiedliwiam to tym, że właściwie całe dnie jestem sama z Wojtkiem a ostatnio policzyłam że z B jestem 3 godziny dziennie. Nie liczę tutaj godziny 21.00 wzwyż bo jak wraca z ćwiczeń to wojtek wykapany prawie śpi a ja padam zaraz po nim. Teraz jeszcze te ćwiczenia 4 razy dziennie. Dla siebie nie mam kompletnie czasu... No i tak to wygląda a mimo wszystko mi źle że się usprawiedliwiam. Zawsze będzie to smutny dzień.
OdpowiedzUsuńNo i z jego wszystkiego zapomniałam napisać że bardzo gratuluję sukcesów! Ważne żebyś Ty czuła się dobrze. Ja też się wzięłam. W prawdzie nie mam kiedy ćwiczyć ale mniej jem. Duże śniadanie i zero kolacji:-)
OdpowiedzUsuńCóż... ból z czasem zelżeje, ale pamięć pewnie nie przeminie...
OdpowiedzUsuńFajnie, że nabierasz rozpędu, daj mi kopa w tyłek na rozpęd, bo jakoś ja ruszyć z miejsca nie mogę ^^