Nie zapomnę tego dnia do końca życia.
Wtorkowe prawie południe. Wybierałam się z Natalką do szczepienia. W domu gorąco, nie chciałam jej przegrzać więc włożyłam do nosidełka bez kurteczki...nie zapięłam pasów. Przewiesiłam przez ramię torbę, wzięłam kocyk, pieluszkę i nosidełko z Natalką.
Schodzimy po schodach, w połowie drogi, nagle nosidełko robi się zupełnie lekkie i zapada cisza.
Najdłuższe sekundy w moim życiu. Patrzę a Natalka leży na schodach.
Nie mam pojęcia jak, wiem, że przeze mnie bo jej nie zapięłam. Zrzucam puste nosidełko i wszystko co mam w rękach. Natalka zaczyna płakać. Leży na brzuszku na stopniu, na który upadła. Sprawdzam ręce, nogi, w międzyczasie Natala już wszystkim nerwowo rusza. Biorę na ręce, oglądam głowę, żadnego rozcięcia nie ma. Okropny płacz. Tulę a przez głowę przelatuje tysiąc myśli czy aby na pewno jej nic nie jest.
Jak przestała płakać uśmiechnęła się do mnie jakby chciała powiedzieć, że już dobrze.
Wyrzuty sumienia mam straszne. Zawsze zapinałam Natalkę właśnie dla bezpieczeństwa, bo przecież sama mogę się potknąć i tragedia gotowa. Zawsze, ale nie tym razem. Świadomość zagrożenia i tak nie uchroniła nas przed tym upadkiem.
Muszę być uważniejsza...jeszcze bardziej przewrażliwiona...musi być bezpieczniej.
Dzień później zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby Natalka nie przeżyła tego upadku? Wezwałabym pogotowie będąc pewna że nie żyje? Byłabym pewna, czy raczej łudziłabym się do ostatniej chwili?
Najpewniej wzięłabym ją na ręce, zaniosła do samochodu i pojechała...rozbijając się z największą możliwą prędkością o jakąś betonową ścianę.
Ważne! Usunąć kwiaty na wysokich kwietnikach! Już widzę jak z ciekawością przewraca na siebie ciężkie doniczki!
Wiem jak ciężko sobie wybaczyć że coś przez nas mogło dziecku się stać. To jest uczucie które cały czas mnie prześladuje. Raz z Lilcią opadłam jak znosiłam wózek ze schodów. Lilka była w środku i "trochę" wypadła z niego. Nic na szczęście się nie stało dla niej, ja miałam zadrapany policzek i wypadło mi szkło z okularów.
OdpowiedzUsuńTeraz dzień w dzień mam wizję że robię coś źle przy Lilce i ona umiera przeze mnie. To nie jest normalne, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Musimy wierzyć w to że takie drobne wypadki się zdarzają i że zwykle kończą się szczęśliwie.
Przytulam
slonce85
Całuski dla Natulinki :*
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko skończyło się dobrze i, że dziecko jest tak 'skonstruowane', że podczas upadku nie myśli o nim i nie spina m.in. mięśni. Na pewno tego nie zapomnisz i już zawsze będziesz uważać.
OdpowiedzUsuńTulę ;*
Przeszedł mnie dreszcz...Całe szczęście, że wszystko się dobrze skończyło! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCóż... na słynną Katarzynę W. to nie wyglądasz, bo na Natalce Ci naprawdę zależy ;). Podejrzewam, więc że umiałabyś się zachować i wiedziała co zrobić. Jednak odpukać - abyś nigdy nie miała takiej sytuacji. Zapinaj małą, i będzie dobrze.
OdpowiedzUsuń