Chcąc nie chcąc nadchodzący koniec roku skłania do podsumowań i planów.
miniony rok trudny jak i poprzedni, ale narodziny Natalki tchnęły życie w moje istnienie. Świat za sprawą kochanej córuni wywrócił się do góry nogami, ale chyba udało mi się zapanować nad tą rewolucją. Stałam się przede wszystkim matką. Ziemską matką. Zaniedbałam wszystko inne w tym siebie i męża. Nasze relacje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czasem kolorowo i bajecznie, często jednak bijemy w siebie piorunującymi słowami i ranimy czynami. Zmiana wydaje się kompletnie nierealna ale chcemy jej. Chcemy szczęśliwej rodziny, zrozumienia i szacunku w związku. Chcemy być blisko a nie budować większe lub mniejsze mury, nie żyć w bylejakości!
Jako indywidualna osoba zupełnie się zagubiłam. Przede wszystkim się zaniedbałam. Zrywy zdrowego trybu życia nie weszły mi na dłużej w nawyk. Nie dałam rady.
Od kilku tygodni pracuję wytrwale nad zwiększniem wagi...tak zwiększeniem. Muszę osiągnąć kategorię ciężką, upaść na samo dno żeby mieć się od czego odbić.
Kiedyś czytałam badania nad realizacją postanowień noworocznych. Według nich są to cele, które tylko niewielki odsetek ludzi może zrealizować. Najczęściej kaliber zmiany jest po prostu zbyt wielki. Ma być spektakularny sukces a jest wielka klapa.
No więc ja nie postanawiam noworocznie a urodzinowo...
W styczniu będą moje 29 urodziny. Zaplanowałam projekt 30kg na trzydziestkę...Ubytek 30kg w ciągu 12 miesięcy jest jak najbardziej realny. Kiedyś...najwięcej ile schudłam jednorazowo to 27kg. Najpierw starania o Adasia, później ciąża, druga ciąża i ze 25kg wróciło. A zresztą po co się tłumaczę...winna jestem zaniedbania i już. Kocham jeść, ale ma to zgubny wpływ na moje ciało.
Chcę wreszcie pokochać siebie. Z tym balastem to nierealne, choćbym codziennie stojąc przed lustrem powtarzała jak bardzo się kocham nie uwierzę. Jedyna droga do akceptacji to utrata 30kg.
W największych marzeniach widzę się...taką jaka chcę być. Dobrze mi wtedy, lżej. Bez wstydu, bez lęku o złą ocenę. Zadbana, zgrabna, kobieca! Tak kobieca...nie czuję teraz kobiety w sobie.
niedziela, 30 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
Niewiadoma
Mam potrzebę rozmowy o Adasiu. Często śni mi się, że komuś opowiadam całą historię. Wszystkie szczegóły, chwila po chwili przechodzą spokojnie przez moje usta. Na jawie nie jest tak łatwo. Z P. mogę porozmawiać, wiem o tym, tylko zawsze zanim w ogóle zacznę...płaczę i kończę rozmowę "tak bardzo za Nim tęsknię". Cały ból zduszony nie uchodzi, łzy nie przynoszą ulgi.
Potrzebuję oczyszczenia. Nie zaleczę rany, ale potrzebuję czegoś, jakiegoś kroku w przód. Tylko jeszcze nie wiem w jakim kierunku chcę iść.
Potrzebuję oczyszczenia. Nie zaleczę rany, ale potrzebuję czegoś, jakiegoś kroku w przód. Tylko jeszcze nie wiem w jakim kierunku chcę iść.
piątek, 21 grudnia 2012
Wyścig
JA i ON rzadko wychodzi z tego połączenia MY.
Zbyt często ze sobą konkurujemy. Kto zrobi lepiej, kto zrobi dokładniej, szybciej...
Chodzi o wszystko, sprawy błahe ale i wychowanie dziecka. I tu jest dla mnie największy problem.
Staram się, ale nie potrafię popuścić. Jestem takim upartym osłem, że kompromisy są dla mnie porażką.
A przecież zawsze można się spotkać gdzieś po środku.
Współpracować...postaram się.
Zbyt często ze sobą konkurujemy. Kto zrobi lepiej, kto zrobi dokładniej, szybciej...
Chodzi o wszystko, sprawy błahe ale i wychowanie dziecka. I tu jest dla mnie największy problem.
Staram się, ale nie potrafię popuścić. Jestem takim upartym osłem, że kompromisy są dla mnie porażką.
A przecież zawsze można się spotkać gdzieś po środku.
Współpracować...postaram się.
Czas
Nie mam czasu...zbyt dużo mi go przelatuje przez palce, ale chyba już o tym pisałam.
Choinka ubrana tydzień temu- pierwszy raz podoba mi się choinka w moim domu...Właściwie to taka pierwsza nasza choinka, oczywiście specjalnie dla Natalki...gada ze światełkami jak najęta :)
Kilka dni temu Natulin skończyła 8 miesięcy. Zaczęłam ją sadzać i o dziwo ładnie siedzi...pilnuję tylko żeby w ramach tracenia równowagi nie miała w zasięgu lotu nic kanciastego. Potrzebuje mojego towarzystwa, do łazienki wychodzę jak naprawdę muszę. A wydawało mi się, że ten etap mamy już za sobą.
Ząbkuje...boleśnie...
Zjada co dam. Swoją drogą uwielbiam jej gotować.
Z m jest raz lepiej raz gorzej. Zależy od mojego i jego humoru. Ale najbardziej mnie irytuje gdy chce zrobić z naszego kochanego dziecka jakiś idealny ideał. Bo ją tak nauczyliśmy, bo ona nie umie, bo powinna. I wszystko w takim tonie pretensji do mnie. Wczoraj odkryłam na jej nodze jakieś dziwne cztery kreski. Pytam m co to może być? No przecież ja nie wiem co ona robi cały dzień. Pytałam bo może wpadłaby mu do głowy jakaś zabawka, którą mogła się tak zadrapać...powiedziałam, że ja też nie wiem co robi bo całymi dniami leży w łóżeczku i płacze.
Czasem potrafi mnie swoim podejściem kompletnie zdegradować, nie czuję się dobrą matką, choć wiem, że robię co czuję że dla Natalki jest dobre.
Choinka ubrana tydzień temu- pierwszy raz podoba mi się choinka w moim domu...Właściwie to taka pierwsza nasza choinka, oczywiście specjalnie dla Natalki...gada ze światełkami jak najęta :)
Kilka dni temu Natulin skończyła 8 miesięcy. Zaczęłam ją sadzać i o dziwo ładnie siedzi...pilnuję tylko żeby w ramach tracenia równowagi nie miała w zasięgu lotu nic kanciastego. Potrzebuje mojego towarzystwa, do łazienki wychodzę jak naprawdę muszę. A wydawało mi się, że ten etap mamy już za sobą.
Ząbkuje...boleśnie...
Zjada co dam. Swoją drogą uwielbiam jej gotować.
Z m jest raz lepiej raz gorzej. Zależy od mojego i jego humoru. Ale najbardziej mnie irytuje gdy chce zrobić z naszego kochanego dziecka jakiś idealny ideał. Bo ją tak nauczyliśmy, bo ona nie umie, bo powinna. I wszystko w takim tonie pretensji do mnie. Wczoraj odkryłam na jej nodze jakieś dziwne cztery kreski. Pytam m co to może być? No przecież ja nie wiem co ona robi cały dzień. Pytałam bo może wpadłaby mu do głowy jakaś zabawka, którą mogła się tak zadrapać...powiedziałam, że ja też nie wiem co robi bo całymi dniami leży w łóżeczku i płacze.
Czasem potrafi mnie swoim podejściem kompletnie zdegradować, nie czuję się dobrą matką, choć wiem, że robię co czuję że dla Natalki jest dobre.
piątek, 7 grudnia 2012
Ciag dalszy
W domu coraz bardziej nerwowa atmosfera...normalne w naszej branży przed świętami. Ale i tak denerwuje. Zresztą w tej chwili święta dla mnie to chyba tylko i wyłącznie czas na takie a nie inne dekoracje i możliwość obdarowywania się "z okazji". Nie wierzę w boga i otoczka jest dla mnie istotna. Po prostu pod koniec grudnia jest taki czas że piecze się pierniki i ubiera choinkę...
Lista zakupów długa jak litania przeraża ciężarem, który będę musiała ogarnąć sama z Natalą. Ale damy radę. Silne i dobrze zorganizowane jesteśmy a Natulinki wózek pojemny, że hej!
A "pierniczyć" będę w przyszłym tygodniu gdy dziecię będzie kimać!!!
Samotnie się trochę czuję...Natala mało rozmowna jeszcze a gadając dziwaczne monologi czuję jak dziwaczeje...takiego trochę przygłupa mimo wszystko z siebie robię przed moim dzieckiem...
Ot przejechała straż pożarna...obudziłam się mamo!
Lista zakupów długa jak litania przeraża ciężarem, który będę musiała ogarnąć sama z Natalą. Ale damy radę. Silne i dobrze zorganizowane jesteśmy a Natulinki wózek pojemny, że hej!
A "pierniczyć" będę w przyszłym tygodniu gdy dziecię będzie kimać!!!
Samotnie się trochę czuję...Natala mało rozmowna jeszcze a gadając dziwaczne monologi czuję jak dziwaczeje...takiego trochę przygłupa mimo wszystko z siebie robię przed moim dzieckiem...
Ot przejechała straż pożarna...obudziłam się mamo!
wtorek, 4 grudnia 2012
Przygotowania
Idą święta...No idą...jeszcze tylko 20dni.
Plany ambitne, przede wszystkim te kuchenne. PIERNIKI!!!Już mnie ręce swędzą żeby się za nie zabrać, ale do świąt to drugi raz musiałabym robić...
Czuję się jakby był rok wcześniej. Z Natalką w brzuchu piekłam i piekłam i piekłam myśląc sobie tak jak rok wcześniej z Adasiem, że kolejne pierniki będziemy razem robić. Bolało, zresztą nadal boli. Już myślę nad stroikiem na święta dla Niego. Tym razem chcę choinkę, może kupię cyprysika i ubiorę...W tym roku ubierałby ją ze mną, naprawdę paćkałby lukrem dekorując pierniki. Ostatnio czuję go bardzo blisko, jak nigdy wcześniej. Dobrze mi z tym choć boję się że to minie. Takie ulotne, delikatne wrażenie a potrafi dać siłę do życia. Bo ja mimo wszystko ciągle walczę z życiem, nie życiem. Połowa serca jest z Natalką, połowa z Adasiem. Czasem mocniej bije jedna część, czasem druga. Trudno im znaleźć właściwy, wspólny rytm.
Może kiedyś...
Plany ambitne, przede wszystkim te kuchenne. PIERNIKI!!!Już mnie ręce swędzą żeby się za nie zabrać, ale do świąt to drugi raz musiałabym robić...
Czuję się jakby był rok wcześniej. Z Natalką w brzuchu piekłam i piekłam i piekłam myśląc sobie tak jak rok wcześniej z Adasiem, że kolejne pierniki będziemy razem robić. Bolało, zresztą nadal boli. Już myślę nad stroikiem na święta dla Niego. Tym razem chcę choinkę, może kupię cyprysika i ubiorę...W tym roku ubierałby ją ze mną, naprawdę paćkałby lukrem dekorując pierniki. Ostatnio czuję go bardzo blisko, jak nigdy wcześniej. Dobrze mi z tym choć boję się że to minie. Takie ulotne, delikatne wrażenie a potrafi dać siłę do życia. Bo ja mimo wszystko ciągle walczę z życiem, nie życiem. Połowa serca jest z Natalką, połowa z Adasiem. Czasem mocniej bije jedna część, czasem druga. Trudno im znaleźć właściwy, wspólny rytm.
Może kiedyś...
Subskrybuj:
Posty (Atom)