poniedziałek, 25 lutego 2013

Nowości

Nowe dziecko Matki Polki  http://dania-dla-najmlodszych.blogspot.com/
Jeśli choć kilkoro rodziców nakłonię do gotowania dla własnego dziecka będę z siebie dumna. Ogromną przyjemność sprawiło mi przygotowywanie opisów dań które Natalka jada codziennie.
Dobrze mi...


Byłam dziś u fryzjera. Aby nie patrzeć na zegarek i nie analizować kolejnego 25 dnia miesiąca.
Podcięłam włosy i zrobiłam blond pasemka. Pierwszy raz nakładałam ten odcień! Jestem zadowolona. Za 2 miesiące dorzucę pośredni brąz :)

piątek, 22 lutego 2013

Obserwacja

Przyglądałam się dziś dość refleksyjnie Natalce...Dzieciak na tym etapie rozwoju przypomina młodego, troszkę głupiego kocura. Chce wleźć wszędzie choć jeszcze nie jest wystarczająco zwinne...I jest jedna zasadnicza różnica - dziecko nie spada zawsze na cztery łapy ;)

Dzień szybko zleciał. Poprzednia noc była bardzo kiepska bo Natula w czasie pełni Księżyca buszuje w łóżeczku zamiast spać. Tym razem było tak samo.
Tak więc idę spać. Snów w kolorze pomarańczy!

niedziela, 17 lutego 2013

"Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci"

Tydzień temu była u mnie dobra koleżanka. W rozmowie o dzieciach zdradziłam, że piekę dla Natalki biszkopty, które następnie ścieram do owocków...
Efektem tamtej rozmowy jest prezent...Książka o wszystko mówiącym tytule "Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci". Jestem kompletnie zauroczona. Na 240stronach mamy ciekawe przepisy dla dzieci od 7mc życia, każdy z podaną kalorycznością i zawartością witamin. Wszystko proste jak papka z jabłka, ciekawe porady, kolorowe, ładne i zdrowe. Nie myślałam, że mogę podać aż 60 różnych piure
Powalił mnie przepis na kaszkę ryżową...Jakoś nie do końca akceptuję fakt podawania mojemu dziecku tej słodzonej kaszki z kolorowej torebki. Dziś się dowiedziałam, że można ją zrobić z ciemnego ryżu i zajmie to może 15minut...

sobota, 16 lutego 2013

Kiedy powiem sobie dość...

Dziś babskie spotkanie. M mówi upiecz murzynka, też sobie zjem. Zgadzam się bez entuzjazmu bo wolę piec muffinki w 20minut niż murzynka dłużej...
Wczoraj przyszykowałam sobie wszystko w garze do rozpuszczenia, przesiałam mąkę, nawet jajka rozbiłam bo z Natalą to różnie bywa. Wszystkie składniki na podwójną porcję ciasta.
Wstałam, Natala razem ze mną, rozpuściłam co trzeba bo musi przecież ostygnąć. Zawołałam mamę żeby posiedziała z Natulą kiedy będę ubijać pianę z białek mikserem bo młoda się boi.
Ostatnie mieszania i blacha ląduje w piekarniku...Co chwilę zaglądam czy murzynek nie ma ochoty uciec z naczynia...Nie miał, ale wyrósł z górką i jeszcze jakby było tego mało pękł. Już jestem wściekła...
Studzę delikwenta z myślą, że mogę odciąć górkę z pęknięciem, przeciąć na pół i zrobić jakąś masę...najszybsza znaleziona w internecie budyniowa...Niech będzie.
Przekrawam ciasto, nóż jakiś za krótki, wychodzi krzywo i jeszcze na dodatek 2 części nie są równe.
Może jeszcze raz przekroić? Nie, po co ryzykować...
Robię tą super banalną masę...i się nie udaje, jakby się zważyła. Przecieram przez sito żeby była jako taka...
Przekładam blaty będąc na granicy wybuchu i rzutu ciastem przez okno.
Polewy, nie starcza, rozpuszczam czekoladę. I już wychodzę z siebie.
Wrzucam do lodówki...niech stężeje zobaczymy co wyjdzie, no przecież zjeść się da, coś zabrać na spotkanie muszę...Próbowaliśmy kilka minut temu...ciężko mi stwierdzić czy jest zjadliwe.

Kiedy popełniłam błąd? Jak długo można ratować nieodwracalne?
Następnym razem tylko muffinki.
Jadąc na spotkanie chyba wjadę do cukierni...

Na obiad miał być łosoś w cieście francuskim. Byłam tak zawiedziona wcześniejszym starciem z piekarnikiem, że aż pewna, że nie wyjdzie...
Wyszedł przepyszny.

Czasem im bardziej chcesz tym gorzej.

czwartek, 7 lutego 2013

Ku pamięci

Choroba ciała i głowy, wieloletnia cukrzyca i po prostu starość.
Dziś rano zmarła moja babcia. W sumie jedyna jaką miałam. Pamiętam dobre chwile ale i jej trudny charakter. Często raniła bliskich.
Nie widziałam jej od bardzo dawna, nie potrafiłam zrozumieć jej głowy. Nie umiałam tak po prostu patrzeć na to co się z nią dzieje, słuchać jak wmawia mi kompletne bzdury. Nie umiem być na pomieszanie zmysłów obojętna.
Było mi źle z moimi myślami, wiedziałam jak chyba każdy z rodziny, ale nikt na głos nie mówił, że byłoby zarówno jej jak i nam lżej gdyby zmarła. Umarła już dawno, tu było tylko ciało.
Niby wiem, niby byłam przygotowana, ale (jak mi ktoś dzisiaj powiedział) śmierć to śmierć.
Pożegnałam ją dziś w nocy w myślach, bez uściśnięcia dłoni. Czułam, że koniec jest bliski.
Gdzie jest? Chcę po prostu wierzyć, że jest wolna, taka jak zawsze być lubiła...

niedziela, 3 lutego 2013

Idą raki :D

Natalka dziś zaczęła raczkować.
Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało opanowania tej umiejętności w najbliższym czasie. Odkąd zaczęła sama siadać przestała nawet pełzać. A tu taka niespodzianka.
Wszystkie jej postępy sprawiają, że jest coraz bardziej do schrupania, słodycz najsłodsza, normalnie ulepek!
Kocham ją całym serduchem.


Wczoraj świętowaliśmy naszą piątą rocznicę ślubu. Czas szybko leci. Trzeba żyć mocniej!