Dziś babskie spotkanie. M mówi upiecz murzynka, też sobie zjem. Zgadzam się bez entuzjazmu bo wolę piec muffinki w 20minut niż murzynka dłużej...
Wczoraj przyszykowałam sobie wszystko w garze do rozpuszczenia, przesiałam mąkę, nawet jajka rozbiłam bo z Natalą to różnie bywa. Wszystkie składniki na podwójną porcję ciasta.
Wstałam, Natala razem ze mną, rozpuściłam co trzeba bo musi przecież ostygnąć. Zawołałam mamę żeby posiedziała z Natulą kiedy będę ubijać pianę z białek mikserem bo młoda się boi.
Ostatnie mieszania i blacha ląduje w piekarniku...Co chwilę zaglądam czy murzynek nie ma ochoty uciec z naczynia...Nie miał, ale wyrósł z górką i jeszcze jakby było tego mało pękł. Już jestem wściekła...
Studzę delikwenta z myślą, że mogę odciąć górkę z pęknięciem, przeciąć na pół i zrobić jakąś masę...najszybsza znaleziona w internecie budyniowa...Niech będzie.
Przekrawam ciasto, nóż jakiś za krótki, wychodzi krzywo i jeszcze na dodatek 2 części nie są równe.
Może jeszcze raz przekroić? Nie, po co ryzykować...
Robię tą super banalną masę...i się nie udaje, jakby się zważyła. Przecieram przez sito żeby była jako taka...
Przekładam blaty będąc na granicy wybuchu i rzutu ciastem przez okno.
Polewy, nie starcza, rozpuszczam czekoladę. I już wychodzę z siebie.
Wrzucam do lodówki...niech stężeje zobaczymy co wyjdzie, no przecież zjeść się da, coś zabrać na spotkanie muszę...Próbowaliśmy kilka minut temu...ciężko mi stwierdzić czy jest zjadliwe.
Kiedy popełniłam błąd? Jak długo można ratować nieodwracalne?
Następnym razem tylko muffinki.
Jadąc na spotkanie chyba wjadę do cukierni...
Na obiad miał być łosoś w cieście francuskim. Byłam tak zawiedziona wcześniejszym starciem z piekarnikiem, że aż pewna, że nie wyjdzie...
Wyszedł przepyszny.
Czasem im bardziej chcesz tym gorzej.
Mimo, że biedne ciasto nieudane, Twoja frustracja wręcz widniała mi przed oczami to uśmiechnęłam się szeroko jak czytałam. Przeważnie każdy mój wypiek tak wygląda. U mnie najlepiej sprawdzają się spontany. Im bardziej nie planuję tym lepiej wychodzi. Jak już wyjdzie mi coś przepysznego to z reguły M chce żebym zrobiła coś jeszcze raz - i wtedy zaczyna się piekło :D
OdpowiedzUsuńCiasta nie wzięłam na spotkanie, za to dziś czyli dzień później było pyszne :D
OdpowiedzUsuńJak mi nie wyjdzie ctasto to robie bajaderke:-) a niestety często się to zdarza. Mi jakoś też wychodza głownie muffiny albo babki. Sernika bym sie nie odwazyla upiec na ostatnia chwile przed przyjsciem gosci,
OdpowiedzUsuń