niedziela, 11 marca 2012

Moi przyjaciele zostańcie ze mną


Mam przyjaciół, garstkę, ale w tym przypadku nie liczy się ilość a jakość.
Z niektórymi znamy się od 11lat, to więcej niż połowa mojego życia. Czas wystarczający do poznania się w każdej sytuacji. Pokonaliśmy niebezpieczne zakręty, na których łatwo było się rozjechać, ale tak się nie stało.
Całe szczęście! Skoro mogę liczyć tylko na tych starych dobrych to gdyby ich nie było czułabym się bardzo samotna mimo iż w tłumie.
Potrafimy spotkać się raz na kilka miesięcy i mieć niekończące się tematy do rozmów, nie czuć skrępowania sobą, po prostu być razem.
Dla obserwatora z zewnątrz musimy wyglądać jak pod wpływem jakiegoś środka zmieniającego świadomość. Często nadajemy szyframi jedynie nam odkrytymi. Jak w transie wymieniamy myśli, emocje i uczucia. Dusza otwarta, żadnych ograniczeń, pojednanie w innej przestrzeni porozumienia. To takie oczyszczenie, zdjęcie maski, którą wkładamy idąc do pracy czy będąc w rodzinnym gronie. To chyba przez powrót do dzieciństwa kiedy nie byliśmy skrępowani narzuconymi schematami.
Jest dobrze, jest bardzo dobrze.
Na wczorajszym spotkaniu umówiliśmy się na kolejne z grą w gumę i linkę. I co z tego, że mamy prawie po 30lat!
Obciach? Nie! Przyjemność. A ludzie niech mówią co chcą!

Dziękuję, że jesteście...

3 komentarze:

  1. Też mam kilka serdecznych osób, które choć nie są ze mną na co dzień są bliżej niż "tłum" w którym żyję... a jak się spotkamy to przeżywam dosłowny reset organizmu i nabieram chęci do życia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo przyjaciele są jak gwiazdy...nawet jeśli ich nie widać wiadomo, że są...

    OdpowiedzUsuń