środa, 30 stycznia 2013

Po miesiącu

Kończymy pierwszy miesiąc diety.
Grzeszne słodkości w liczbie 5sztuk (moje urodziny, rocznica ślubu rodziców i 2 spotkania ze znajomymi, jedno niewytłumaczalne załamanie)
Spotkania towarzyskie zdecydowanie nie służą odchudzaniu.
Stracone kilogramy 6sztuk! Przez tydzień nie ćwiczyłam. Wysiadło mi kolano po ćwiczeniach z Jillian. I tu mi chyba najbardziej przykro. Znakomicie się czułam po tych ćwiczeniach, widziałam efekty na rękach przede wszystkim bo reszta mięśni jest pod taką warstwą tłuszczu, że pewnie nigdy ich nie odkopię...No ale trudno może za miesiąc, za kolejne 5kg ;) stawy będą mniej obciążone i uda się zacząć ponownie.
Dieta. Raz lepiej, raz gorzej. Czasem mam ochotę zrobić nalot na lodówkę i pochłonąć wszystko jak leci.
Czasem się gubię i zaczynam widzieć niebezpieczeństwo w tym co robię.  Muszę to poprawić i bardziej nad sobą zapanować bo wpadnę z przysłowiowego deszczu pod rynnę.

W kalendarzu znalazłam motto...
Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga długiego czasu.
Czas i tak upłynie.

niedziela, 27 stycznia 2013

Zmiana na lepsze!

Wczoraj spotkanie z głośnym krzykaczem... Miłe!
Natala wreszcie zaczyna łagodniej znosić hałasy i nagłe dźwięki. Cieszy mnie to bardzo bo martwiłam się tą jej nadwrażliwością. Na głośne sprzęty domowe (odkurzacz, mikser, suszarka do włosów) nadal reaguje histerią. Nie ma szans na używanie czegokolwiek głośnego gdy nie jest na rękach u drugiej osoby.
Przed wczoraj robiłam dla niej biszkopty z nią na rękach bo inaczej się nie dało.
No bo chyba dobrze robię, że jej nie stresuje czymś co fatalnie znosi?
Na siłę mam ją "ogłuszać"? Nie pasuje mi to jakoś.
Wolę uspokajać, przytulić...bo jak inaczej gdy z drżącymi wargami mówi mamma?

sobota, 26 stycznia 2013

Natulkowo i Adasiowo

I znów weekend. Wszystkie dni wyglądają tak samo, rutyna totalna.
Ale dziecko potrzebuje tego do poczucia bezpieczeństwa. Mi z tym też dobrze. Natalka chodzi jak w zegarku, 3h po wstaniu jedzenie, spanie, znów jedzenie a w międzyczasie zabawa i jeszcze raz zabawa.
Zaskakuje mnie swoim wielkim rozumkiem. Mało mówi, nawet trudno to nazwać gaworzeniem ale bardzo dużo rozumie.
Jak mówię żeby coś pokazała to potrafi znaleźć wśród zabawek. W książeczkach szuka ulubionych obrazków (kaka, lala i miś). Zabawki ją w tej chwili mniej interesują pewnie się jej znudziły bo funkcji im nie przybywa za to książki mogłybyśmy oglądać cały dzień. I oglądamy kilka razy dziennie.
Furrorę robią też przypadkowe rzeczy...kartonowe opakowanie po chusteczkach z możliwością chowania i wyciągania mniejszych zabawek, garnek i łyżka (jak sama hałasuje to nawet oczu nie mruży), butelka z wodą albo groszkami fasolki. Kreatywne mam dziecko, nie ma co.
Dwa razy dziennie idziemy się kulać na łóżku w sypialni. Uwielbiam ten czas bo Natala ewidentnie się wygłupia, sama się przewraca, rzuca, przepycha...
Czas...najważniejsze co mogę jej dać!

W ogóle fajnie jest...brakuje tylko jednego do pełni szczęścia...
Dziś 26...Adaśku tęsknię...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

czas

Czas pędzi jak szalony. Dopiero co Natalka się urodziła, byłyśmy w szpitalu i bałam się ją wziąć na noc pod opiekę a już skończyła 9miesięcy. Śledzenie jej przemian jest superowe. To taki niekończący się serial. Czasem jest nudny odcinek a czasem trzyma w napięciu.
Z niecierpliwością czekam na wiosnę. Natala pewnie będzie wtedy już raczkować bo o chodzeniu raczej jeszcze nie myślę. Będziemy siedzieć sobie w ogrodzie, oglądać biedronki, ptaszki i słuchać pędzących tirów za płotem ;)
Dobrze mi się siedzi w domu. Żałuję, że nadal nie mam płatnego zajęcia właśnie w domu.
Interes...każdy kolejny pomysł po dogłębnej analizie nam upada. Strasznie mnie to irytuje. Jakby się faktycznie nic nie dało przeskoczyć.
Korci mnie opieka nad czyimś dzieckiem u mnie w domu. Ale gdyby Natalka była chora nie miałby się kto nią zająć. A tego by pewnie oczekiwała płacąca strona...


A z tematu odchudzania...
Jillian mnie wykończyła. Naciągnęłam ścięgno pod kolanem, nie jestem w stanie zrobić nawet jednego podskoku :( Tak mi się podobały te ćwiczenia. Może za 10kg uda mi się do nich wrócić.
Póki co robie 2 dni przerwy i wracam na orbiego i tylko jego...
I jeszcze jedno...mam ochotę na wielkie lody czekoladowe z bitą śmietaną i ciepłym czekoladowym sosem...
Tak niedługo okres ;)

piątek, 18 stycznia 2013

W skrócie

Na wadze -5kg duma mnie rozpiera.
Udało się, po prostu się udało. Ćwiczenia coraz łatwiej mi się wykonuje- bardzo fajne uczucie.
A co będzie za kolejne 10kg?
Już nie mogę się doczekać.

Krótko bo Natula nie pozwala na więcej ;)
W poniedziałek zaczęła "mammać" i nauczyła się samodzielnie siadać.
Rozkoszna w tym jak nie wiem bo za każdym razem jak usiądzie bije sobie brawo, a że oklaski już dźwięczne umie to można ją po prostu schrupać.

piątek, 11 stycznia 2013

Brak pamiątki

Przeczytałam u Zorki...
Napisałam do Zorki...
I męczy mnie strasznie sprawa "pamiątek" po zmarłym dziecku.
Nie mam zdjęcia Adasia, nie mam odcisku stopy, nie mam nic poza potrzebą tego posiadania.
Gdy rodziłam Adasia nie pomyślałam o tym, że kiedyś mogę chcieć powiesić jego zdjęcie na ścianie pośród naszych fotografii. Myśleć, myśleć...wtedy nie myślałam wcale...Teraz już za późno. Gdybym miała możliwość pójścia do szpitala i odebrania pamiątek po moim dziecku, bo akurat w tej ciężkiej chwili ktoś pomyślał za mnie nie miałabym dodatkowych wyrzutów sumienia.

Zorka podpowiedziała, że można by było się tym zająć. Ale czy ja mam siły żeby walczyć z systemem. Czy mam odwagę mówić. Rzadko kiedy umiem komuś obcemu mówić o Adasiu bez łez. A gdy już łzy się pojawiają wszystko traci ostrość bo emocje górują nad racjonalnym myśleniem.

Na ten moment nie umiem podjąć jakiejkolwiek decyzji, jestem zbyt słaba.
Ale w ciągu ostatnich kilku dni bardziej mnie męczy brak tego jednego zdjęcia niż sam brak Adasia.
(nie jestem pewna czy zrozumiecie...) Chyba dlatego tak jest, że już wiem, że Adaśka nie mogę mieć choćbym bardzo tego chciała, nie mogłam tchnąć w niego życia gdy go przytulałam...ale zdjęcie mogliśmy zrobić.
Boli. I to bardzo.

środa, 9 stycznia 2013

Jak jest

Dieta-ok choć jeszcze muszę wyczytać co i kiedy dokładnie jeść. W sensie co jemy przed treningiem, co po...Korci mnie żeby włączyć termogeniki i L-karnitynę...
Ruch- wieczorne ćwiczenia czyli wtedy kiedy mam z kim zostawić Natale nie słóżą mi. Jestem zbyt pobudzona żeby zasnąć. Muszę to zmienić. Wyczytałam, że najlepiej ćwiczyć do południa. W sumie realne bo Natala często wtedy długo śpi, ale żeby ćwiczyć muszę mimo wszystko wyjść z domu...
Jillian mimo, że wirtualna nie pozwala mi się poddawać. Orbitrek codziennie też zaliczony.
Basen- w minioną sobotę gdy dojechałam do pracy pomyślałam, że mogłam zaliczyć z samego rana basen. Muszę się przełamać ale lustrzane odbicie w stroju kąpielowym jakoś mnie nie ośmiela...
Pozostaje wbijać sobie do głowy, że wstydzić może się ten kto nic nie robi...Do soboty jeszcze trochę czasu, może akurat mantra podziała.
Waga-stoi od 2 dni. Gdy się odchudzam ważę się codziennie, nie mogę sobie podarować. Nawet gramy są dla mnie ważne. Zrobiłam też dziś pomiary centyMETREM i zapisałam, zobaczymy jak będzie za miesiąc.

niedziela, 6 stycznia 2013

Człowieku małej wiary

Przez całe życie pracowałam na to żeby we mnie nie wierzyć. Kolejne przedsięwzięcia padały raczej prędzej niż później. Jestem uparta jak osioł a jednak brakuje mi wytrwałości.
Tym razem bolą mnie jakoś bardziej uwagi dające do zrozumienia, że i tak nie schudnę.
Budujące... Muszę bardzo uważać żeby mnie to nie złamało.
Będę robić swoje a ludzie niech mówią co chcą.

Dietę trzymam bez wpadek. P zjada podwójne porcje...na przykład ciasta, które przynosi mama, choć nie powiem jaki mam ślinotok. Jeszcze nie jestem na etapie "nie chcę" ale "nie mogę". Dobre i to, może kiedyś osiągnę szczyt w zmianie swoich przyzwyczajeń. Dla siebie gotuję osobno i liczę skrupulatnie kcal (znalazłam tak banalny kalkulator, że nie muszę już przeliczać wszystkiego na kartce).

Ćwiczenia też idą, choć póki co to raczej rozruch moich mikromięśni. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć.

piątek, 4 stycznia 2013

Planowanie...wdrożone

Dobry plan do połowa sukcesu.
4 dni minęły bez żadnej wpadki aż sama jestem zaskoczona. 1,6kg mniej na wadze ale wiem, że to nie tłuszcz bo za mało było spalania.
Myślałam o osobnej stronie na zapiski związane z utratą wagi, ba nawet ją już zamieściłam, ale nie jestem do końca pewna jakby miało to wyglądać.
Więc póki co tutaj.
Oglądaliście kiedyś program z Jillian Michaels? Dużo bym dała żeby mnie zmotywowała. No ale, że raczej się nie poznamy muszą mi wystarczyć jej rady z TV i YOU TUBE a biorąc pod uwagę moją kiepską znajomość angielskiego to raczej będę karnie wykonywać ćwiczenia bez wiedzy o skutkach. Oby były widoczne efekty.
Dieta. Nie lubię narzucać sobie nie jedzenia czegoś konkretnego. Nie mówię tu o słodyczach czy makaronie a raczej diety typu białkowa, jogurtowa, rozdzielna itp. Największe efekty osiągnęłam licząc kalorie i ćwicząc. Schudłam wtedy zdrowo.
A więc dieta 1000-1200kcal i ruch z Jillian.

A co najbardziej ma mnie zmotywować...zdjęcie mnie z najchudszego okresu życia...najgorsze jest to, że nie mam pojęcia ile wtedy ważyłam. To było najłatwiejsze schudnięcie bo wcale się nie odchudzałam. Wyjechałam z domu, żyłam na zupkach chińskich i nawet nie widziałam się cała w lustrze przez dłuższy okres czasu...Nie było zdrowo ale efektywnie ;)


wtorek, 1 stycznia 2013

Noworocznie

Zaczęło się. Pierwszy dzień diety...M pyta przy śniadaniu:
-postanowienie noworoczne?
-nie, nie jestem głodna...na pewno nie uwierzył.
Póki co strategia MŻ (mniej żreć) bo lodówka nie przygotowana na moją zmianę w jadłospisie.
Jutro zrobię zakupy i zacznę liczyć kcal jak starczy czasu przy Natuli. Jeśli nie, po prostu będę uważać co jem. Dużo warzyw, ciemny ryż, gotowane lub pieczone mięso i ryby.
Po miesiącu liczę na 5kg mniej. Zobaczymy.

Postanowiliśmy, chyba już tak definitywnie otworzyć sklep internetowy. Siedzimy, myślimy, kalkulujemy. Niezdecydowanie wynika z tego, że w naszym kraju trzeba mieć pieniądze żeby zacząć zarabiać. Niestety nie mamy zbyt wiele do zainwestowania. Ale zarabiać więcej musimy zacząć. W tej chwili nie udaje nam się praktycznie nic odłożyć żyjąc dość przeciętnie. Tak nie może być. W zeszłym roku wydaliśmy pieniądze na samochód (używany) i od tamtej pory konto tylko maleje.

Tak więc oby się udało.