Przez całe życie pracowałam na to żeby we mnie nie wierzyć. Kolejne przedsięwzięcia padały raczej prędzej niż później. Jestem uparta jak osioł a jednak brakuje mi wytrwałości.
Tym razem bolą mnie jakoś bardziej uwagi dające do zrozumienia, że i tak nie schudnę.
Budujące... Muszę bardzo uważać żeby mnie to nie złamało.
Będę robić swoje a ludzie niech mówią co chcą.
Dietę trzymam bez wpadek. P zjada podwójne porcje...na przykład ciasta, które przynosi mama, choć nie powiem jaki mam ślinotok. Jeszcze nie jestem na etapie "nie chcę" ale "nie mogę". Dobre i to, może kiedyś osiągnę szczyt w zmianie swoich przyzwyczajeń. Dla siebie gotuję osobno i liczę skrupulatnie kcal (znalazłam tak banalny kalkulator, że nie muszę już przeliczać wszystkiego na kartce).
Ćwiczenia też idą, choć póki co to raczej rozruch moich mikromięśni. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć.
Jak rozruszasz już mikromięśnie to podeślę Ci mojego nadpobudliwego Wojtka - pomoże rozruszać resztę:) Swoją drogą bardzo się dziwię, że mi zwisa tu i ówdzie przy tak żywym dziecku. Chyba na mnie taka aktywność nie działa...
OdpowiedzUsuńPostanowienie to duży krok ku lepszemu samopoczuciu. Wyznaczanie sobie granic i zasad bardzo pomaga. Wierzę w Ciebie!! Ja wierzę!
Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! Gdy ktoś mówi Ci że coś Ci się nie uda, to czy nie jest to najbardziej motywujące ze wszystkiego? Każdy lubi czasem udowodnić ludziom, że to on miał rację ;).
OdpowiedzUsuń