Długo mnie nie było...
Pogoda lepsza więc więcej siedzimy na dworze.
W miniony weekend organizowaliśmy roczek Natalki.
Waga się waha. Bardzo mi z tym źle. Czas zacisnąć pasa.
Jutro 2 rocznica Adasia...nie będzie tortu...będą kwiatki i znicze zamiast świeczek.
A ja jestem kompletnie rozbita :(
Ale to minie, jak wszystko.
wtorek, 23 kwietnia 2013
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Post świąteczny
Pierwszy raz udaje mi się utrzymać
dietę w święta. Chyba na dobre poprzestawiałam sobie w głowie.
Wiem jak trudno mi było po każdej wpadce wyjść na prostą. Nie
warto robić niekontrolowanych, impulsywnych rzeczy, każdy kęs
czegokolwiek muszę przemyśleć.
Niby jestem ze swojej postawy
zadowolona ale jednocześnie trochę się boję, że zbyt dużą
uwagę poświęcę na jedzenie a właściwie niejedzenie.
Waga pokazuje 12kg mniej a ja po sobie
tego nie widzę. Niby ciuchy są luźniejsze, lżej mi się poruszać
ale patrząc w lustro ciągle widzę jedną wielką niedoskonałość.
Może za kolejne kilogramy zauważę
zmianę?
Boję się...wtorek, 19 marca 2013
Ogółem...źle...
10 kg poszedł...świętowałam wielkim
żarciem przez co teraz mam kaca moralnego...
Choć nie, w sumie już jestem na fali,
dziś dieta idealnie utrzymana i ćwiczenia zaliczone.
Za równy miesiąc pierwsze urodziny
Natalki. Już w głowie układam menu na dwie imprezy dla rodziny i
dla znajomych. Zamawiamy prezenty. Po Natusiowym święcie drugie
urodziny Adasia.
Chciałabym kiedyś zaakceptować to,
że go nie ma, ale na dzień dzisiejszy jest to dla mnie nie do
pomyślenia. Zależy mi na spokoju. Kiedy myślę o synku czuję
nienawiść, niemoc i ogromna pustkę a pytanie „dlaczego” jak
zwykle pozostaje bez odpowiedzi. Boli, bardzo boli a chcę żeby było
inaczej. Źle mi :(
Z m nie układa się najlepiej,
odsunęliśmy się od siebie strasznie a próby naprawienia naszych
relacji jakoś nie przynoszą efektów, to też mnie martwi. Nie
umiemy ze sobą rozmawiać, ranimy się. Jest źle...
wtorek, 5 marca 2013
Lżej
Jeszcze 1,3kg i będzie -10kg od
początku roku. To tyle ile waży Natula (takie moje realne odniesienie, aczkolwiek nie wiem gdzie mi tyle ubyło)
Jestem zadowolona bo mimo iż w lutym
było tyle samo upadków co wzlotów jest postęp.
Ćwiczę wytrwale mimo iż noga ciągle
boli. Nie wiem co sobie zrobiłam ale nie mogę na przykład usiąść
bez bólu „po turecku” , boli ścięgno pod kolanem.
No trudno...póki chodzę nie idę do
lekarza bo co mi na wejściu powie powiedzmy ortopeda?
Oczywiście trzeba schudnąć...Taką
diagnozę to potrafię sama sobie postawić.
Na dworze coraz cieplej a wraz ze
wzrostem temperatury wydłużają się nasze spacery. Lubię ten
czas, Natalka jest grzeczna, ogląda wszystko z zaciekawieniem choć
nie lubi hałasu, przejeżdżające ciężarówki odbijają się
przerażeniem w oczach. No ale cóż taką mamy okolicę a jeszcze za
zimno aby wypuścić się w odleglejsze tereny. Na to też czekam!
No ale wracając do tematu, spacer to
też ruch i to ruch z daleka od lodówki. Dobrą opcją jest nie brać
ze sobą pieniędzy żeby nie kusiły „drobne przyjemności”.
Teraz przyjemnością może być tylko
i wyłącznie dążenie do celu. Bo naprawdę czuję zadowolenie z
siebie gdy schodzę wymęczona z roweru, na którym gonię czas nie
przestrzeń bo to pojazd stacjonarny ;)
Tak więc mkniemy coraz lżej do
przodu. I oby moja dzisiejsza pochwała mnie nie zgubiła ;)
poniedziałek, 25 lutego 2013
Nowości
Nowe dziecko Matki Polki http://dania-dla-najmlodszych.blogspot.com/
Jeśli choć kilkoro rodziców nakłonię do gotowania dla własnego dziecka będę z siebie dumna. Ogromną przyjemność sprawiło mi przygotowywanie opisów dań które Natalka jada codziennie.
Dobrze mi...
Byłam dziś u fryzjera. Aby nie patrzeć na zegarek i nie analizować kolejnego 25 dnia miesiąca.
Podcięłam włosy i zrobiłam blond pasemka. Pierwszy raz nakładałam ten odcień! Jestem zadowolona. Za 2 miesiące dorzucę pośredni brąz :)
Jeśli choć kilkoro rodziców nakłonię do gotowania dla własnego dziecka będę z siebie dumna. Ogromną przyjemność sprawiło mi przygotowywanie opisów dań które Natalka jada codziennie.
Dobrze mi...
Byłam dziś u fryzjera. Aby nie patrzeć na zegarek i nie analizować kolejnego 25 dnia miesiąca.
Podcięłam włosy i zrobiłam blond pasemka. Pierwszy raz nakładałam ten odcień! Jestem zadowolona. Za 2 miesiące dorzucę pośredni brąz :)
piątek, 22 lutego 2013
Obserwacja
Przyglądałam się dziś dość refleksyjnie Natalce...Dzieciak na tym etapie rozwoju przypomina młodego, troszkę głupiego kocura. Chce wleźć wszędzie choć jeszcze nie jest wystarczająco zwinne...I jest jedna zasadnicza różnica - dziecko nie spada zawsze na cztery łapy ;)
Dzień szybko zleciał. Poprzednia noc była bardzo kiepska bo Natula w czasie pełni Księżyca buszuje w łóżeczku zamiast spać. Tym razem było tak samo.
Tak więc idę spać. Snów w kolorze pomarańczy!
Dzień szybko zleciał. Poprzednia noc była bardzo kiepska bo Natula w czasie pełni Księżyca buszuje w łóżeczku zamiast spać. Tym razem było tak samo.
Tak więc idę spać. Snów w kolorze pomarańczy!
niedziela, 17 lutego 2013
"Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci"
Tydzień temu była u mnie dobra koleżanka. W rozmowie o dzieciach zdradziłam, że piekę dla Natalki biszkopty, które następnie ścieram do owocków...
Efektem tamtej rozmowy jest prezent...Książka o wszystko mówiącym tytule "Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci". Jestem kompletnie zauroczona. Na 240stronach mamy ciekawe przepisy dla dzieci od 7mc życia, każdy z podaną kalorycznością i zawartością witamin. Wszystko proste jak papka z jabłka, ciekawe porady, kolorowe, ładne i zdrowe. Nie myślałam, że mogę podać aż 60 różnych piure
Powalił mnie przepis na kaszkę ryżową...Jakoś nie do końca akceptuję fakt podawania mojemu dziecku tej słodzonej kaszki z kolorowej torebki. Dziś się dowiedziałam, że można ją zrobić z ciemnego ryżu i zajmie to może 15minut...
Efektem tamtej rozmowy jest prezent...Książka o wszystko mówiącym tytule "Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci". Jestem kompletnie zauroczona. Na 240stronach mamy ciekawe przepisy dla dzieci od 7mc życia, każdy z podaną kalorycznością i zawartością witamin. Wszystko proste jak papka z jabłka, ciekawe porady, kolorowe, ładne i zdrowe. Nie myślałam, że mogę podać aż 60 różnych piure
Powalił mnie przepis na kaszkę ryżową...Jakoś nie do końca akceptuję fakt podawania mojemu dziecku tej słodzonej kaszki z kolorowej torebki. Dziś się dowiedziałam, że można ją zrobić z ciemnego ryżu i zajmie to może 15minut...
sobota, 16 lutego 2013
Kiedy powiem sobie dość...
Dziś babskie spotkanie. M mówi upiecz murzynka, też sobie zjem. Zgadzam się bez entuzjazmu bo wolę piec muffinki w 20minut niż murzynka dłużej...
Wczoraj przyszykowałam sobie wszystko w garze do rozpuszczenia, przesiałam mąkę, nawet jajka rozbiłam bo z Natalą to różnie bywa. Wszystkie składniki na podwójną porcję ciasta.
Wstałam, Natala razem ze mną, rozpuściłam co trzeba bo musi przecież ostygnąć. Zawołałam mamę żeby posiedziała z Natulą kiedy będę ubijać pianę z białek mikserem bo młoda się boi.
Ostatnie mieszania i blacha ląduje w piekarniku...Co chwilę zaglądam czy murzynek nie ma ochoty uciec z naczynia...Nie miał, ale wyrósł z górką i jeszcze jakby było tego mało pękł. Już jestem wściekła...
Studzę delikwenta z myślą, że mogę odciąć górkę z pęknięciem, przeciąć na pół i zrobić jakąś masę...najszybsza znaleziona w internecie budyniowa...Niech będzie.
Przekrawam ciasto, nóż jakiś za krótki, wychodzi krzywo i jeszcze na dodatek 2 części nie są równe.
Może jeszcze raz przekroić? Nie, po co ryzykować...
Robię tą super banalną masę...i się nie udaje, jakby się zważyła. Przecieram przez sito żeby była jako taka...
Przekładam blaty będąc na granicy wybuchu i rzutu ciastem przez okno.
Polewy, nie starcza, rozpuszczam czekoladę. I już wychodzę z siebie.
Wrzucam do lodówki...niech stężeje zobaczymy co wyjdzie, no przecież zjeść się da, coś zabrać na spotkanie muszę...Próbowaliśmy kilka minut temu...ciężko mi stwierdzić czy jest zjadliwe.
Kiedy popełniłam błąd? Jak długo można ratować nieodwracalne?
Następnym razem tylko muffinki.
Jadąc na spotkanie chyba wjadę do cukierni...
Na obiad miał być łosoś w cieście francuskim. Byłam tak zawiedziona wcześniejszym starciem z piekarnikiem, że aż pewna, że nie wyjdzie...
Wyszedł przepyszny.
Czasem im bardziej chcesz tym gorzej.
Wczoraj przyszykowałam sobie wszystko w garze do rozpuszczenia, przesiałam mąkę, nawet jajka rozbiłam bo z Natalą to różnie bywa. Wszystkie składniki na podwójną porcję ciasta.
Wstałam, Natala razem ze mną, rozpuściłam co trzeba bo musi przecież ostygnąć. Zawołałam mamę żeby posiedziała z Natulą kiedy będę ubijać pianę z białek mikserem bo młoda się boi.
Ostatnie mieszania i blacha ląduje w piekarniku...Co chwilę zaglądam czy murzynek nie ma ochoty uciec z naczynia...Nie miał, ale wyrósł z górką i jeszcze jakby było tego mało pękł. Już jestem wściekła...
Studzę delikwenta z myślą, że mogę odciąć górkę z pęknięciem, przeciąć na pół i zrobić jakąś masę...najszybsza znaleziona w internecie budyniowa...Niech będzie.
Przekrawam ciasto, nóż jakiś za krótki, wychodzi krzywo i jeszcze na dodatek 2 części nie są równe.
Może jeszcze raz przekroić? Nie, po co ryzykować...
Robię tą super banalną masę...i się nie udaje, jakby się zważyła. Przecieram przez sito żeby była jako taka...
Przekładam blaty będąc na granicy wybuchu i rzutu ciastem przez okno.
Polewy, nie starcza, rozpuszczam czekoladę. I już wychodzę z siebie.
Wrzucam do lodówki...niech stężeje zobaczymy co wyjdzie, no przecież zjeść się da, coś zabrać na spotkanie muszę...Próbowaliśmy kilka minut temu...ciężko mi stwierdzić czy jest zjadliwe.
Kiedy popełniłam błąd? Jak długo można ratować nieodwracalne?
Następnym razem tylko muffinki.
Jadąc na spotkanie chyba wjadę do cukierni...
Na obiad miał być łosoś w cieście francuskim. Byłam tak zawiedziona wcześniejszym starciem z piekarnikiem, że aż pewna, że nie wyjdzie...
Wyszedł przepyszny.
Czasem im bardziej chcesz tym gorzej.
czwartek, 7 lutego 2013
Ku pamięci
Choroba ciała i głowy, wieloletnia cukrzyca i po prostu starość.
Dziś rano zmarła moja babcia. W sumie jedyna jaką miałam. Pamiętam dobre chwile ale i jej trudny charakter. Często raniła bliskich.
Nie widziałam jej od bardzo dawna, nie potrafiłam zrozumieć jej głowy. Nie umiałam tak po prostu patrzeć na to co się z nią dzieje, słuchać jak wmawia mi kompletne bzdury. Nie umiem być na pomieszanie zmysłów obojętna.
Było mi źle z moimi myślami, wiedziałam jak chyba każdy z rodziny, ale nikt na głos nie mówił, że byłoby zarówno jej jak i nam lżej gdyby zmarła. Umarła już dawno, tu było tylko ciało.
Niby wiem, niby byłam przygotowana, ale (jak mi ktoś dzisiaj powiedział) śmierć to śmierć.
Pożegnałam ją dziś w nocy w myślach, bez uściśnięcia dłoni. Czułam, że koniec jest bliski.
Gdzie jest? Chcę po prostu wierzyć, że jest wolna, taka jak zawsze być lubiła...
Dziś rano zmarła moja babcia. W sumie jedyna jaką miałam. Pamiętam dobre chwile ale i jej trudny charakter. Często raniła bliskich.
Nie widziałam jej od bardzo dawna, nie potrafiłam zrozumieć jej głowy. Nie umiałam tak po prostu patrzeć na to co się z nią dzieje, słuchać jak wmawia mi kompletne bzdury. Nie umiem być na pomieszanie zmysłów obojętna.
Było mi źle z moimi myślami, wiedziałam jak chyba każdy z rodziny, ale nikt na głos nie mówił, że byłoby zarówno jej jak i nam lżej gdyby zmarła. Umarła już dawno, tu było tylko ciało.
Niby wiem, niby byłam przygotowana, ale (jak mi ktoś dzisiaj powiedział) śmierć to śmierć.
Pożegnałam ją dziś w nocy w myślach, bez uściśnięcia dłoni. Czułam, że koniec jest bliski.
Gdzie jest? Chcę po prostu wierzyć, że jest wolna, taka jak zawsze być lubiła...
niedziela, 3 lutego 2013
Idą raki :D
Natalka dziś zaczęła raczkować.
Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało opanowania tej umiejętności w najbliższym czasie. Odkąd zaczęła sama siadać przestała nawet pełzać. A tu taka niespodzianka.
Wszystkie jej postępy sprawiają, że jest coraz bardziej do schrupania, słodycz najsłodsza, normalnie ulepek!
Kocham ją całym serduchem.
Wczoraj świętowaliśmy naszą piątą rocznicę ślubu. Czas szybko leci. Trzeba żyć mocniej!
Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało opanowania tej umiejętności w najbliższym czasie. Odkąd zaczęła sama siadać przestała nawet pełzać. A tu taka niespodzianka.
Wszystkie jej postępy sprawiają, że jest coraz bardziej do schrupania, słodycz najsłodsza, normalnie ulepek!
Kocham ją całym serduchem.
Wczoraj świętowaliśmy naszą piątą rocznicę ślubu. Czas szybko leci. Trzeba żyć mocniej!
środa, 30 stycznia 2013
Po miesiącu
Kończymy pierwszy miesiąc diety.
Grzeszne słodkości w liczbie 5sztuk (moje urodziny, rocznica ślubu rodziców i 2 spotkania ze znajomymi, jedno niewytłumaczalne załamanie)
Spotkania towarzyskie zdecydowanie nie służą odchudzaniu.
Stracone kilogramy 6sztuk! Przez tydzień nie ćwiczyłam. Wysiadło mi kolano po ćwiczeniach z Jillian. I tu mi chyba najbardziej przykro. Znakomicie się czułam po tych ćwiczeniach, widziałam efekty na rękach przede wszystkim bo reszta mięśni jest pod taką warstwą tłuszczu, że pewnie nigdy ich nie odkopię...No ale trudno może za miesiąc, za kolejne 5kg ;) stawy będą mniej obciążone i uda się zacząć ponownie.
Dieta. Raz lepiej, raz gorzej. Czasem mam ochotę zrobić nalot na lodówkę i pochłonąć wszystko jak leci.
Czasem się gubię i zaczynam widzieć niebezpieczeństwo w tym co robię. Muszę to poprawić i bardziej nad sobą zapanować bo wpadnę z przysłowiowego deszczu pod rynnę.
W kalendarzu znalazłam motto...
Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga długiego czasu.
Czas i tak upłynie.
Grzeszne słodkości w liczbie 5sztuk (moje urodziny, rocznica ślubu rodziców i 2 spotkania ze znajomymi, jedno niewytłumaczalne załamanie)
Spotkania towarzyskie zdecydowanie nie służą odchudzaniu.
Stracone kilogramy 6sztuk! Przez tydzień nie ćwiczyłam. Wysiadło mi kolano po ćwiczeniach z Jillian. I tu mi chyba najbardziej przykro. Znakomicie się czułam po tych ćwiczeniach, widziałam efekty na rękach przede wszystkim bo reszta mięśni jest pod taką warstwą tłuszczu, że pewnie nigdy ich nie odkopię...No ale trudno może za miesiąc, za kolejne 5kg ;) stawy będą mniej obciążone i uda się zacząć ponownie.
Dieta. Raz lepiej, raz gorzej. Czasem mam ochotę zrobić nalot na lodówkę i pochłonąć wszystko jak leci.
Czasem się gubię i zaczynam widzieć niebezpieczeństwo w tym co robię. Muszę to poprawić i bardziej nad sobą zapanować bo wpadnę z przysłowiowego deszczu pod rynnę.
W kalendarzu znalazłam motto...
Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga długiego czasu.
Czas i tak upłynie.
niedziela, 27 stycznia 2013
Zmiana na lepsze!
Wczoraj spotkanie z głośnym krzykaczem... Miłe!
Natala wreszcie zaczyna łagodniej znosić hałasy i nagłe dźwięki. Cieszy mnie to bardzo bo martwiłam się tą jej nadwrażliwością. Na głośne sprzęty domowe (odkurzacz, mikser, suszarka do włosów) nadal reaguje histerią. Nie ma szans na używanie czegokolwiek głośnego gdy nie jest na rękach u drugiej osoby.
Przed wczoraj robiłam dla niej biszkopty z nią na rękach bo inaczej się nie dało.
No bo chyba dobrze robię, że jej nie stresuje czymś co fatalnie znosi?
Na siłę mam ją "ogłuszać"? Nie pasuje mi to jakoś.
Wolę uspokajać, przytulić...bo jak inaczej gdy z drżącymi wargami mówi mamma?
Natala wreszcie zaczyna łagodniej znosić hałasy i nagłe dźwięki. Cieszy mnie to bardzo bo martwiłam się tą jej nadwrażliwością. Na głośne sprzęty domowe (odkurzacz, mikser, suszarka do włosów) nadal reaguje histerią. Nie ma szans na używanie czegokolwiek głośnego gdy nie jest na rękach u drugiej osoby.
Przed wczoraj robiłam dla niej biszkopty z nią na rękach bo inaczej się nie dało.
No bo chyba dobrze robię, że jej nie stresuje czymś co fatalnie znosi?
Na siłę mam ją "ogłuszać"? Nie pasuje mi to jakoś.
Wolę uspokajać, przytulić...bo jak inaczej gdy z drżącymi wargami mówi mamma?
sobota, 26 stycznia 2013
Natulkowo i Adasiowo
I znów weekend. Wszystkie dni wyglądają tak samo, rutyna totalna.
Ale dziecko potrzebuje tego do poczucia bezpieczeństwa. Mi z tym też dobrze. Natalka chodzi jak w zegarku, 3h po wstaniu jedzenie, spanie, znów jedzenie a w międzyczasie zabawa i jeszcze raz zabawa.
Zaskakuje mnie swoim wielkim rozumkiem. Mało mówi, nawet trudno to nazwać gaworzeniem ale bardzo dużo rozumie.
Jak mówię żeby coś pokazała to potrafi znaleźć wśród zabawek. W książeczkach szuka ulubionych obrazków (kaka, lala i miś). Zabawki ją w tej chwili mniej interesują pewnie się jej znudziły bo funkcji im nie przybywa za to książki mogłybyśmy oglądać cały dzień. I oglądamy kilka razy dziennie.
Furrorę robią też przypadkowe rzeczy...kartonowe opakowanie po chusteczkach z możliwością chowania i wyciągania mniejszych zabawek, garnek i łyżka (jak sama hałasuje to nawet oczu nie mruży), butelka z wodą albo groszkami fasolki. Kreatywne mam dziecko, nie ma co.
Dwa razy dziennie idziemy się kulać na łóżku w sypialni. Uwielbiam ten czas bo Natala ewidentnie się wygłupia, sama się przewraca, rzuca, przepycha...
Czas...najważniejsze co mogę jej dać!
W ogóle fajnie jest...brakuje tylko jednego do pełni szczęścia...
Dziś 26...Adaśku tęsknię...
Ale dziecko potrzebuje tego do poczucia bezpieczeństwa. Mi z tym też dobrze. Natalka chodzi jak w zegarku, 3h po wstaniu jedzenie, spanie, znów jedzenie a w międzyczasie zabawa i jeszcze raz zabawa.
Zaskakuje mnie swoim wielkim rozumkiem. Mało mówi, nawet trudno to nazwać gaworzeniem ale bardzo dużo rozumie.
Jak mówię żeby coś pokazała to potrafi znaleźć wśród zabawek. W książeczkach szuka ulubionych obrazków (kaka, lala i miś). Zabawki ją w tej chwili mniej interesują pewnie się jej znudziły bo funkcji im nie przybywa za to książki mogłybyśmy oglądać cały dzień. I oglądamy kilka razy dziennie.
Furrorę robią też przypadkowe rzeczy...kartonowe opakowanie po chusteczkach z możliwością chowania i wyciągania mniejszych zabawek, garnek i łyżka (jak sama hałasuje to nawet oczu nie mruży), butelka z wodą albo groszkami fasolki. Kreatywne mam dziecko, nie ma co.
Dwa razy dziennie idziemy się kulać na łóżku w sypialni. Uwielbiam ten czas bo Natala ewidentnie się wygłupia, sama się przewraca, rzuca, przepycha...
Czas...najważniejsze co mogę jej dać!
W ogóle fajnie jest...brakuje tylko jednego do pełni szczęścia...
Dziś 26...Adaśku tęsknię...
poniedziałek, 21 stycznia 2013
czas
Czas pędzi jak szalony. Dopiero co Natalka się urodziła, byłyśmy w szpitalu i bałam się ją wziąć na noc pod opiekę a już skończyła 9miesięcy. Śledzenie jej przemian jest superowe. To taki niekończący się serial. Czasem jest nudny odcinek a czasem trzyma w napięciu.
Z niecierpliwością czekam na wiosnę. Natala pewnie będzie wtedy już raczkować bo o chodzeniu raczej jeszcze nie myślę. Będziemy siedzieć sobie w ogrodzie, oglądać biedronki, ptaszki i słuchać pędzących tirów za płotem ;)
Dobrze mi się siedzi w domu. Żałuję, że nadal nie mam płatnego zajęcia właśnie w domu.
Interes...każdy kolejny pomysł po dogłębnej analizie nam upada. Strasznie mnie to irytuje. Jakby się faktycznie nic nie dało przeskoczyć.
Korci mnie opieka nad czyimś dzieckiem u mnie w domu. Ale gdyby Natalka była chora nie miałby się kto nią zająć. A tego by pewnie oczekiwała płacąca strona...
A z tematu odchudzania...
Jillian mnie wykończyła. Naciągnęłam ścięgno pod kolanem, nie jestem w stanie zrobić nawet jednego podskoku :( Tak mi się podobały te ćwiczenia. Może za 10kg uda mi się do nich wrócić.
Póki co robie 2 dni przerwy i wracam na orbiego i tylko jego...
I jeszcze jedno...mam ochotę na wielkie lody czekoladowe z bitą śmietaną i ciepłym czekoladowym sosem...
Tak niedługo okres ;)
Z niecierpliwością czekam na wiosnę. Natala pewnie będzie wtedy już raczkować bo o chodzeniu raczej jeszcze nie myślę. Będziemy siedzieć sobie w ogrodzie, oglądać biedronki, ptaszki i słuchać pędzących tirów za płotem ;)
Dobrze mi się siedzi w domu. Żałuję, że nadal nie mam płatnego zajęcia właśnie w domu.
Interes...każdy kolejny pomysł po dogłębnej analizie nam upada. Strasznie mnie to irytuje. Jakby się faktycznie nic nie dało przeskoczyć.
Korci mnie opieka nad czyimś dzieckiem u mnie w domu. Ale gdyby Natalka była chora nie miałby się kto nią zająć. A tego by pewnie oczekiwała płacąca strona...
A z tematu odchudzania...
Jillian mnie wykończyła. Naciągnęłam ścięgno pod kolanem, nie jestem w stanie zrobić nawet jednego podskoku :( Tak mi się podobały te ćwiczenia. Może za 10kg uda mi się do nich wrócić.
Póki co robie 2 dni przerwy i wracam na orbiego i tylko jego...
I jeszcze jedno...mam ochotę na wielkie lody czekoladowe z bitą śmietaną i ciepłym czekoladowym sosem...
Tak niedługo okres ;)
piątek, 18 stycznia 2013
W skrócie
Na wadze -5kg duma mnie rozpiera.
Udało się, po prostu się udało. Ćwiczenia coraz łatwiej mi się wykonuje- bardzo fajne uczucie.
A co będzie za kolejne 10kg?
Już nie mogę się doczekać.
Krótko bo Natula nie pozwala na więcej ;)
W poniedziałek zaczęła "mammać" i nauczyła się samodzielnie siadać.
Rozkoszna w tym jak nie wiem bo za każdym razem jak usiądzie bije sobie brawo, a że oklaski już dźwięczne umie to można ją po prostu schrupać.
Udało się, po prostu się udało. Ćwiczenia coraz łatwiej mi się wykonuje- bardzo fajne uczucie.
A co będzie za kolejne 10kg?
Już nie mogę się doczekać.
Krótko bo Natula nie pozwala na więcej ;)
W poniedziałek zaczęła "mammać" i nauczyła się samodzielnie siadać.
Rozkoszna w tym jak nie wiem bo za każdym razem jak usiądzie bije sobie brawo, a że oklaski już dźwięczne umie to można ją po prostu schrupać.
piątek, 11 stycznia 2013
Brak pamiątki
Przeczytałam u Zorki...
Napisałam do Zorki...
I męczy mnie strasznie sprawa "pamiątek" po zmarłym dziecku.
Nie mam zdjęcia Adasia, nie mam odcisku stopy, nie mam nic poza potrzebą tego posiadania.
Gdy rodziłam Adasia nie pomyślałam o tym, że kiedyś mogę chcieć powiesić jego zdjęcie na ścianie pośród naszych fotografii. Myśleć, myśleć...wtedy nie myślałam wcale...Teraz już za późno. Gdybym miała możliwość pójścia do szpitala i odebrania pamiątek po moim dziecku, bo akurat w tej ciężkiej chwili ktoś pomyślał za mnie nie miałabym dodatkowych wyrzutów sumienia.
Zorka podpowiedziała, że można by było się tym zająć. Ale czy ja mam siły żeby walczyć z systemem. Czy mam odwagę mówić. Rzadko kiedy umiem komuś obcemu mówić o Adasiu bez łez. A gdy już łzy się pojawiają wszystko traci ostrość bo emocje górują nad racjonalnym myśleniem.
Na ten moment nie umiem podjąć jakiejkolwiek decyzji, jestem zbyt słaba.
Ale w ciągu ostatnich kilku dni bardziej mnie męczy brak tego jednego zdjęcia niż sam brak Adasia.
(nie jestem pewna czy zrozumiecie...) Chyba dlatego tak jest, że już wiem, że Adaśka nie mogę mieć choćbym bardzo tego chciała, nie mogłam tchnąć w niego życia gdy go przytulałam...ale zdjęcie mogliśmy zrobić.
Boli. I to bardzo.
Napisałam do Zorki...
I męczy mnie strasznie sprawa "pamiątek" po zmarłym dziecku.
Nie mam zdjęcia Adasia, nie mam odcisku stopy, nie mam nic poza potrzebą tego posiadania.
Gdy rodziłam Adasia nie pomyślałam o tym, że kiedyś mogę chcieć powiesić jego zdjęcie na ścianie pośród naszych fotografii. Myśleć, myśleć...wtedy nie myślałam wcale...Teraz już za późno. Gdybym miała możliwość pójścia do szpitala i odebrania pamiątek po moim dziecku, bo akurat w tej ciężkiej chwili ktoś pomyślał za mnie nie miałabym dodatkowych wyrzutów sumienia.
Zorka podpowiedziała, że można by było się tym zająć. Ale czy ja mam siły żeby walczyć z systemem. Czy mam odwagę mówić. Rzadko kiedy umiem komuś obcemu mówić o Adasiu bez łez. A gdy już łzy się pojawiają wszystko traci ostrość bo emocje górują nad racjonalnym myśleniem.
Na ten moment nie umiem podjąć jakiejkolwiek decyzji, jestem zbyt słaba.
Ale w ciągu ostatnich kilku dni bardziej mnie męczy brak tego jednego zdjęcia niż sam brak Adasia.
(nie jestem pewna czy zrozumiecie...) Chyba dlatego tak jest, że już wiem, że Adaśka nie mogę mieć choćbym bardzo tego chciała, nie mogłam tchnąć w niego życia gdy go przytulałam...ale zdjęcie mogliśmy zrobić.
Boli. I to bardzo.
środa, 9 stycznia 2013
Jak jest
Dieta-ok choć jeszcze muszę wyczytać co i kiedy dokładnie jeść. W sensie co jemy przed treningiem, co po...Korci mnie żeby włączyć termogeniki i L-karnitynę...
Ruch- wieczorne ćwiczenia czyli wtedy kiedy mam z kim zostawić Natale nie słóżą mi. Jestem zbyt pobudzona żeby zasnąć. Muszę to zmienić. Wyczytałam, że najlepiej ćwiczyć do południa. W sumie realne bo Natala często wtedy długo śpi, ale żeby ćwiczyć muszę mimo wszystko wyjść z domu...
Jillian mimo, że wirtualna nie pozwala mi się poddawać. Orbitrek codziennie też zaliczony.
Basen- w minioną sobotę gdy dojechałam do pracy pomyślałam, że mogłam zaliczyć z samego rana basen. Muszę się przełamać ale lustrzane odbicie w stroju kąpielowym jakoś mnie nie ośmiela...
Pozostaje wbijać sobie do głowy, że wstydzić może się ten kto nic nie robi...Do soboty jeszcze trochę czasu, może akurat mantra podziała.
Waga-stoi od 2 dni. Gdy się odchudzam ważę się codziennie, nie mogę sobie podarować. Nawet gramy są dla mnie ważne. Zrobiłam też dziś pomiary centyMETREM i zapisałam, zobaczymy jak będzie za miesiąc.
Ruch- wieczorne ćwiczenia czyli wtedy kiedy mam z kim zostawić Natale nie słóżą mi. Jestem zbyt pobudzona żeby zasnąć. Muszę to zmienić. Wyczytałam, że najlepiej ćwiczyć do południa. W sumie realne bo Natala często wtedy długo śpi, ale żeby ćwiczyć muszę mimo wszystko wyjść z domu...
Jillian mimo, że wirtualna nie pozwala mi się poddawać. Orbitrek codziennie też zaliczony.
Basen- w minioną sobotę gdy dojechałam do pracy pomyślałam, że mogłam zaliczyć z samego rana basen. Muszę się przełamać ale lustrzane odbicie w stroju kąpielowym jakoś mnie nie ośmiela...
Pozostaje wbijać sobie do głowy, że wstydzić może się ten kto nic nie robi...Do soboty jeszcze trochę czasu, może akurat mantra podziała.
Waga-stoi od 2 dni. Gdy się odchudzam ważę się codziennie, nie mogę sobie podarować. Nawet gramy są dla mnie ważne. Zrobiłam też dziś pomiary centyMETREM i zapisałam, zobaczymy jak będzie za miesiąc.
niedziela, 6 stycznia 2013
Człowieku małej wiary
Przez całe życie pracowałam na to żeby we mnie nie wierzyć. Kolejne przedsięwzięcia padały raczej prędzej niż później. Jestem uparta jak osioł a jednak brakuje mi wytrwałości.
Tym razem bolą mnie jakoś bardziej uwagi dające do zrozumienia, że i tak nie schudnę.
Budujące... Muszę bardzo uważać żeby mnie to nie złamało.
Będę robić swoje a ludzie niech mówią co chcą.
Dietę trzymam bez wpadek. P zjada podwójne porcje...na przykład ciasta, które przynosi mama, choć nie powiem jaki mam ślinotok. Jeszcze nie jestem na etapie "nie chcę" ale "nie mogę". Dobre i to, może kiedyś osiągnę szczyt w zmianie swoich przyzwyczajeń. Dla siebie gotuję osobno i liczę skrupulatnie kcal (znalazłam tak banalny kalkulator, że nie muszę już przeliczać wszystkiego na kartce).
Ćwiczenia też idą, choć póki co to raczej rozruch moich mikromięśni. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć.
Tym razem bolą mnie jakoś bardziej uwagi dające do zrozumienia, że i tak nie schudnę.
Budujące... Muszę bardzo uważać żeby mnie to nie złamało.
Będę robić swoje a ludzie niech mówią co chcą.
Dietę trzymam bez wpadek. P zjada podwójne porcje...na przykład ciasta, które przynosi mama, choć nie powiem jaki mam ślinotok. Jeszcze nie jestem na etapie "nie chcę" ale "nie mogę". Dobre i to, może kiedyś osiągnę szczyt w zmianie swoich przyzwyczajeń. Dla siebie gotuję osobno i liczę skrupulatnie kcal (znalazłam tak banalny kalkulator, że nie muszę już przeliczać wszystkiego na kartce).
Ćwiczenia też idą, choć póki co to raczej rozruch moich mikromięśni. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć.
piątek, 4 stycznia 2013
Planowanie...wdrożone
Dobry plan do połowa sukcesu.
4 dni minęły bez żadnej wpadki aż sama jestem zaskoczona. 1,6kg mniej na wadze ale wiem, że to nie tłuszcz bo za mało było spalania.
Myślałam o osobnej stronie na zapiski związane z utratą wagi, ba nawet ją już zamieściłam, ale nie jestem do końca pewna jakby miało to wyglądać.
Więc póki co tutaj.
Oglądaliście kiedyś program z Jillian Michaels? Dużo bym dała żeby mnie zmotywowała. No ale, że raczej się nie poznamy muszą mi wystarczyć jej rady z TV i YOU TUBE a biorąc pod uwagę moją kiepską znajomość angielskiego to raczej będę karnie wykonywać ćwiczenia bez wiedzy o skutkach. Oby były widoczne efekty.
Dieta. Nie lubię narzucać sobie nie jedzenia czegoś konkretnego. Nie mówię tu o słodyczach czy makaronie a raczej diety typu białkowa, jogurtowa, rozdzielna itp. Największe efekty osiągnęłam licząc kalorie i ćwicząc. Schudłam wtedy zdrowo.
A więc dieta 1000-1200kcal i ruch z Jillian.
A co najbardziej ma mnie zmotywować...zdjęcie mnie z najchudszego okresu życia...najgorsze jest to, że nie mam pojęcia ile wtedy ważyłam. To było najłatwiejsze schudnięcie bo wcale się nie odchudzałam. Wyjechałam z domu, żyłam na zupkach chińskich i nawet nie widziałam się cała w lustrze przez dłuższy okres czasu...Nie było zdrowo ale efektywnie ;)
4 dni minęły bez żadnej wpadki aż sama jestem zaskoczona. 1,6kg mniej na wadze ale wiem, że to nie tłuszcz bo za mało było spalania.
Myślałam o osobnej stronie na zapiski związane z utratą wagi, ba nawet ją już zamieściłam, ale nie jestem do końca pewna jakby miało to wyglądać.
Więc póki co tutaj.
Oglądaliście kiedyś program z Jillian Michaels? Dużo bym dała żeby mnie zmotywowała. No ale, że raczej się nie poznamy muszą mi wystarczyć jej rady z TV i YOU TUBE a biorąc pod uwagę moją kiepską znajomość angielskiego to raczej będę karnie wykonywać ćwiczenia bez wiedzy o skutkach. Oby były widoczne efekty.
Dieta. Nie lubię narzucać sobie nie jedzenia czegoś konkretnego. Nie mówię tu o słodyczach czy makaronie a raczej diety typu białkowa, jogurtowa, rozdzielna itp. Największe efekty osiągnęłam licząc kalorie i ćwicząc. Schudłam wtedy zdrowo.
A więc dieta 1000-1200kcal i ruch z Jillian.
A co najbardziej ma mnie zmotywować...zdjęcie mnie z najchudszego okresu życia...najgorsze jest to, że nie mam pojęcia ile wtedy ważyłam. To było najłatwiejsze schudnięcie bo wcale się nie odchudzałam. Wyjechałam z domu, żyłam na zupkach chińskich i nawet nie widziałam się cała w lustrze przez dłuższy okres czasu...Nie było zdrowo ale efektywnie ;)
wtorek, 1 stycznia 2013
Noworocznie
Zaczęło się. Pierwszy dzień diety...M pyta przy śniadaniu:
-postanowienie noworoczne?
-nie, nie jestem głodna...na pewno nie uwierzył.
Póki co strategia MŻ (mniej żreć) bo lodówka nie przygotowana na moją zmianę w jadłospisie.
Jutro zrobię zakupy i zacznę liczyć kcal jak starczy czasu przy Natuli. Jeśli nie, po prostu będę uważać co jem. Dużo warzyw, ciemny ryż, gotowane lub pieczone mięso i ryby.
Po miesiącu liczę na 5kg mniej. Zobaczymy.
Postanowiliśmy, chyba już tak definitywnie otworzyć sklep internetowy. Siedzimy, myślimy, kalkulujemy. Niezdecydowanie wynika z tego, że w naszym kraju trzeba mieć pieniądze żeby zacząć zarabiać. Niestety nie mamy zbyt wiele do zainwestowania. Ale zarabiać więcej musimy zacząć. W tej chwili nie udaje nam się praktycznie nic odłożyć żyjąc dość przeciętnie. Tak nie może być. W zeszłym roku wydaliśmy pieniądze na samochód (używany) i od tamtej pory konto tylko maleje.
Tak więc oby się udało.
-postanowienie noworoczne?
-nie, nie jestem głodna...na pewno nie uwierzył.
Póki co strategia MŻ (mniej żreć) bo lodówka nie przygotowana na moją zmianę w jadłospisie.
Jutro zrobię zakupy i zacznę liczyć kcal jak starczy czasu przy Natuli. Jeśli nie, po prostu będę uważać co jem. Dużo warzyw, ciemny ryż, gotowane lub pieczone mięso i ryby.
Po miesiącu liczę na 5kg mniej. Zobaczymy.
Postanowiliśmy, chyba już tak definitywnie otworzyć sklep internetowy. Siedzimy, myślimy, kalkulujemy. Niezdecydowanie wynika z tego, że w naszym kraju trzeba mieć pieniądze żeby zacząć zarabiać. Niestety nie mamy zbyt wiele do zainwestowania. Ale zarabiać więcej musimy zacząć. W tej chwili nie udaje nam się praktycznie nic odłożyć żyjąc dość przeciętnie. Tak nie może być. W zeszłym roku wydaliśmy pieniądze na samochód (używany) i od tamtej pory konto tylko maleje.
Tak więc oby się udało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)