niedziela, 30 grudnia 2012

Podsumowanie

Chcąc nie chcąc nadchodzący koniec roku skłania do podsumowań i planów.
miniony rok trudny jak i poprzedni, ale narodziny Natalki tchnęły życie w moje istnienie. Świat za sprawą kochanej córuni wywrócił się do góry nogami, ale chyba udało mi się zapanować nad tą rewolucją. Stałam się przede wszystkim matką. Ziemską matką. Zaniedbałam wszystko inne w tym siebie i męża. Nasze relacje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czasem kolorowo i bajecznie, często jednak bijemy w siebie piorunującymi słowami i ranimy czynami. Zmiana wydaje się kompletnie nierealna ale chcemy jej. Chcemy szczęśliwej rodziny, zrozumienia i szacunku w związku. Chcemy być blisko a nie budować większe lub mniejsze mury, nie żyć w bylejakości!

Jako indywidualna osoba zupełnie się zagubiłam. Przede wszystkim się zaniedbałam. Zrywy zdrowego trybu życia nie weszły mi na dłużej w nawyk. Nie dałam rady.
Od kilku tygodni pracuję wytrwale nad zwiększniem wagi...tak zwiększeniem. Muszę osiągnąć kategorię ciężką, upaść na samo dno żeby mieć się od czego odbić.
Kiedyś czytałam badania nad realizacją postanowień noworocznych. Według nich są to cele, które tylko niewielki odsetek ludzi może zrealizować. Najczęściej kaliber zmiany jest po prostu zbyt wielki. Ma być spektakularny sukces a jest wielka klapa.
No więc ja nie postanawiam noworocznie a urodzinowo...
W styczniu będą moje 29 urodziny. Zaplanowałam projekt 30kg na trzydziestkę...Ubytek 30kg w ciągu 12 miesięcy jest jak najbardziej realny. Kiedyś...najwięcej ile schudłam jednorazowo to 27kg. Najpierw starania o Adasia, później ciąża, druga ciąża i ze 25kg wróciło. A zresztą po co się tłumaczę...winna jestem zaniedbania i już. Kocham jeść, ale ma to zgubny wpływ na moje ciało.
Chcę wreszcie pokochać siebie. Z tym balastem to nierealne, choćbym codziennie stojąc przed lustrem powtarzała jak bardzo się kocham nie uwierzę. Jedyna droga do akceptacji to utrata 30kg.
W największych marzeniach widzę się...taką jaka chcę być. Dobrze mi wtedy, lżej. Bez wstydu, bez lęku o złą ocenę. Zadbana, zgrabna, kobieca! Tak kobieca...nie czuję teraz kobiety w sobie.

piątek, 28 grudnia 2012

Niewiadoma

Mam potrzebę rozmowy o Adasiu. Często śni mi się, że komuś opowiadam całą historię. Wszystkie szczegóły, chwila po chwili przechodzą spokojnie przez moje usta. Na jawie nie jest tak łatwo. Z P. mogę porozmawiać, wiem o tym, tylko zawsze zanim w ogóle zacznę...płaczę i kończę rozmowę "tak bardzo za Nim tęsknię". Cały ból zduszony nie uchodzi, łzy nie przynoszą ulgi.

Potrzebuję oczyszczenia. Nie zaleczę rany, ale potrzebuję czegoś, jakiegoś kroku w przód. Tylko jeszcze nie wiem w jakim kierunku chcę iść.

piątek, 21 grudnia 2012

Wyścig

JA i ON rzadko wychodzi z tego połączenia MY.
Zbyt często ze sobą konkurujemy. Kto zrobi lepiej, kto zrobi dokładniej, szybciej...
Chodzi o wszystko, sprawy błahe ale i wychowanie dziecka. I tu jest dla mnie największy problem.
Staram się, ale nie potrafię popuścić. Jestem takim upartym osłem, że kompromisy są dla mnie porażką.
A przecież zawsze można się spotkać gdzieś po środku.

Współpracować...postaram się.

Czas

Nie mam czasu...zbyt dużo mi go przelatuje przez palce, ale chyba już o tym pisałam.
Choinka ubrana tydzień temu- pierwszy raz podoba mi się choinka w moim domu...Właściwie to taka pierwsza nasza choinka, oczywiście specjalnie dla Natalki...gada ze światełkami jak najęta :)
Kilka dni temu Natulin skończyła 8 miesięcy. Zaczęłam ją sadzać i o dziwo ładnie siedzi...pilnuję tylko żeby w ramach tracenia równowagi nie miała w zasięgu lotu nic kanciastego. Potrzebuje mojego towarzystwa, do łazienki wychodzę jak naprawdę muszę. A wydawało mi się, że ten etap mamy już za sobą.
Ząbkuje...boleśnie...
Zjada co dam. Swoją drogą uwielbiam jej gotować.
Z m jest raz lepiej raz gorzej. Zależy od mojego i jego humoru. Ale najbardziej mnie irytuje gdy chce zrobić z naszego kochanego dziecka jakiś idealny ideał. Bo ją tak nauczyliśmy, bo ona nie umie, bo powinna. I wszystko w takim tonie pretensji do mnie. Wczoraj odkryłam na jej nodze jakieś dziwne cztery kreski. Pytam m co to może być? No przecież ja nie wiem co ona robi cały dzień. Pytałam bo może wpadłaby mu do głowy jakaś zabawka, którą mogła się tak zadrapać...powiedziałam, że ja też nie wiem co robi bo całymi dniami leży w łóżeczku i płacze.
Czasem potrafi mnie swoim podejściem kompletnie zdegradować, nie czuję się dobrą matką, choć wiem, że  robię co czuję że dla Natalki jest dobre.


piątek, 7 grudnia 2012

Ciag dalszy

W domu coraz bardziej nerwowa atmosfera...normalne w naszej branży przed świętami. Ale i tak denerwuje. Zresztą w tej chwili święta dla mnie to chyba tylko i wyłącznie czas na takie a nie inne dekoracje i możliwość obdarowywania się "z okazji". Nie wierzę w boga i otoczka jest dla mnie istotna. Po prostu pod koniec grudnia jest taki czas że piecze się pierniki i ubiera choinkę...
Lista zakupów długa jak litania przeraża ciężarem, który będę musiała ogarnąć sama z Natalą. Ale damy radę. Silne i dobrze zorganizowane jesteśmy a Natulinki wózek pojemny, że hej!

A "pierniczyć" będę w przyszłym tygodniu gdy dziecię będzie kimać!!!

Samotnie się trochę czuję...Natala mało rozmowna jeszcze a gadając dziwaczne monologi czuję jak dziwaczeje...takiego trochę przygłupa mimo wszystko z siebie robię przed moim dzieckiem...

Ot przejechała straż pożarna...obudziłam się mamo!



wtorek, 4 grudnia 2012

Przygotowania

Idą święta...No idą...jeszcze tylko 20dni.
Plany ambitne, przede wszystkim te kuchenne. PIERNIKI!!!Już mnie ręce swędzą żeby się za nie zabrać, ale do świąt to drugi raz musiałabym robić...
Czuję się jakby był rok wcześniej. Z Natalką w brzuchu piekłam i piekłam i piekłam myśląc sobie tak jak rok wcześniej z Adasiem, że kolejne pierniki będziemy razem robić. Bolało, zresztą nadal boli. Już myślę nad stroikiem na święta dla Niego. Tym razem chcę choinkę, może kupię cyprysika i ubiorę...W tym roku ubierałby ją ze mną, naprawdę paćkałby lukrem dekorując pierniki. Ostatnio czuję go bardzo blisko, jak nigdy wcześniej. Dobrze mi z tym choć boję się że to minie. Takie ulotne, delikatne wrażenie a potrafi dać siłę do życia. Bo ja mimo wszystko ciągle walczę z życiem, nie życiem. Połowa serca jest z Natalką, połowa z Adasiem. Czasem mocniej bije jedna część, czasem druga. Trudno im znaleźć właściwy, wspólny rytm.
Może kiedyś...

piątek, 9 listopada 2012

Upadek

Nie zapomnę tego dnia do końca życia.
Wtorkowe prawie południe. Wybierałam się z Natalką do szczepienia. W domu gorąco, nie chciałam jej przegrzać więc włożyłam do nosidełka bez kurteczki...nie zapięłam pasów. Przewiesiłam przez ramię torbę, wzięłam kocyk, pieluszkę i nosidełko z Natalką.
Schodzimy po schodach, w połowie drogi, nagle nosidełko robi się zupełnie lekkie i zapada cisza.
Najdłuższe sekundy w moim życiu. Patrzę a Natalka leży na schodach.
Nie mam pojęcia jak, wiem, że przeze mnie bo jej nie zapięłam. Zrzucam puste nosidełko i wszystko co mam w rękach. Natalka zaczyna płakać. Leży na brzuszku na stopniu, na który upadła. Sprawdzam ręce, nogi, w międzyczasie Natala już wszystkim nerwowo rusza. Biorę na ręce, oglądam głowę, żadnego rozcięcia nie ma. Okropny płacz. Tulę a przez głowę przelatuje tysiąc myśli czy aby na pewno jej nic nie jest.
Jak przestała płakać uśmiechnęła się do mnie jakby chciała powiedzieć, że już dobrze.
Wyrzuty sumienia mam straszne. Zawsze zapinałam Natalkę właśnie dla bezpieczeństwa, bo przecież sama mogę się potknąć i tragedia gotowa. Zawsze, ale nie tym razem. Świadomość zagrożenia i tak nie uchroniła nas przed tym upadkiem.
Muszę być uważniejsza...jeszcze bardziej przewrażliwiona...musi być bezpieczniej.

Dzień później zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby Natalka nie przeżyła tego upadku? Wezwałabym pogotowie będąc pewna że nie żyje? Byłabym pewna, czy raczej łudziłabym się do ostatniej chwili?
Najpewniej wzięłabym ją na ręce, zaniosła do samochodu i pojechała...rozbijając się z największą możliwą prędkością o jakąś betonową ścianę.

Ważne! Usunąć kwiaty na wysokich kwietnikach! Już widzę jak z ciekawością przewraca na siebie ciężkie doniczki!

piątek, 2 listopada 2012

Po przerwie

Bardzo długa przerwa.
Dużo przez ten czas uciułałam w swoim smutkowym kubełku. Wczoraj się wylał. Ale jak zwyklę upakowałam wszystko z powrotem dokładając kolejnego smuteczka.

Natalka dwa tygodnie temu skończyła 6miesięcy. Od półtora tygodnia walczymy z katarem nie-katarem.
Mamy pierwsze ząbki! Mogę już mówić, że jest małym szczerbolkiem ;)
Jest kochana, coraz bardziej kontaktowa. Lubi się przytulać a radość okazuje całą sobą.

I nadal jest sensem naszego życia...

niedziela, 7 października 2012

Przerwać milczenie

I znów poległam. Nawet nie wiem jak się zaczęło :( Wpadam w ciąg żarcia jak alkoholik.
Źle mi tak ogólnie.

Natalkowo. Rośnie zdrowo dziewczyna. Pięknie się uśmiecha, często, szczerze, niewinnie. Tonę codziennie w jej oczach a przytulając czuję, że mam cały świat w ramionach.
Jest wszystkim.

Do pełni szczęścia brakuje Adasia i akceptacji siebie.

wtorek, 11 września 2012

Fajnie jest

Za mną tydzień bycia sam na sam z Natalką.
Miałam cały wór obaw czy sobie poradzę. Ale dziś stwierdzam, że doskonale nam razem było.
Nauczyłam się cierpliwości. Takiej mimo wszystko. Choć nie lubię jak Nuśka czasami jęczy z nieznanego powodu to mimo wszystko Kocham! Kocham i jeszcze raz Kocham.
Gdy w nocy niezbyt ma ochotę na sen powtarzam w myślach, przecież to nie jej wina że nie mogę się wyspać. Odeśpię na starość ;) Póki co dość dobrze kontaktuję w ciągu dnia więc o niewyspaniu nie ma mowy.
Jest mi dobrze, tak zwyczajnie a jednak dobrze. I niech tak będzie zawsze.

sobota, 25 sierpnia 2012

Para buch, koła w ruch...

Nie mogłam się oprzeć aby nie nadać takiego tytułu...

Jest 1,3kg mniej :D ćwiczę codziennie, dobrze jem. Jestem na dobrej dordze.
Dziś prawie po roku wyjechałam rowerem na ulice...fajnie minęło pół godziny. Może uda mi się częściej?
Za tydzień m wraca do pracy (od 6 do 18) będę musiała wziąć się w garść i wygospodarować czas dla siebie. Cieszę się, że mnie wspiera i np. nie protestuje, że musi uśpić Natalkę bo ja muszę iść poćwiczyć.

Mama przyniosła placek do kawy...spróbowałam okruszek. Cóż to była za katorga! Słodycz w ustach, momentalnie rozeszła się błogością po całym ciele...poprzestałam na okruszku, m miał 2 kawałki!

Może kiedyś dojdę do "... i kręci, się kręci koło za kołem...i gna coraz prędzej..." ;)



A, że dziś 25...bardzo smutno...już chyba zawsze tak będzie.

piątek, 17 sierpnia 2012

I nie udźwigną, taki to ciężar...

Ile razy się odchudzałam? Nie pamiętam...
Ile razy chudnęłam? Tak naprawdę dwa.
Jak jest teraz? Teraz mam wagę sprzed ciąży, sprzed ciąży z Natalką.
Nie odpowiada mi to, ale brakuje mi  wiary w osiągnięcie celu. Czuję, że nie dam rady, że polegnę.
Zdaję sobie sprawę, że powinnam się zmienić na całe życie, nie tylko na czas tracenie kilogramów. Zawsze chciałam być aktywną mamą. Dlaczego to moje "chcę" nie może iść w parze z "mogę" ?
Dlaczego a właściwie co trzyma mnie ciągle w jednym miejscu, w którym w dodatku wcale mi się nie podoba? Jestem beznadziejna...Do takiego wniosku dochodzę zawsze i co? Najchętniej poszłabym do lodówki, najadła się bo przecież i tak nie ma sensu, i tak nie schudnę, a wyrzuty sumienia dołożyły by coś jeszcze na talerz.
Zwariuję! Muszę się zmienić!Chcę się zmienić...

Dziś jestem zadowolona z tego co zjadłam, czemu się oparłam i z tego ile ćwiczyłam. Jak mantrę powtarzam, że się zmienię, że osiągnę swój cel.

A ćwiczenia były okropne. Brzuszki, orbitrek przez 20minut i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Pierwszy raz czułam jak tłuszcz dosłownie mnie trzyma przy ziemi, jak ogranicza ruchy. To było tak okropne, że miałam ochotę usiąść i płakać. Sięgnęłam dna, po raz pierwszy każdą komórką ciała poczułam, że nienawidzę go. Nigdy się sobie nie podobałam, ale teraz za brakiem akceptacji poszło kompletne obrzydzenie.
Źle mi, bardzo mi źle. I nie mogę iść do lodówki...

niedziela, 5 sierpnia 2012

Gorzko...

Dawno nie pisałam...
30lipca Natalka po raz pierwszy smiała się głośno a właściwie rechotała. Dziś powtórzyła swoją nową umiejętność.
Ale nie chciałam tak zupełnie o tym.
Oglądam zdjęcia znajomej, jej rodzinne chwile zatrzymane w czasie. Chłopczyk o miesiąc starszy od Adasia.
Porównuję, zazdroszczę tych wszystkich wspólnych chwil. Ich chwil, nie naszych.
Nowe osiągnięcia Natalki za każdym razem oblewam słonymi złami. Jej postępy są cudowne. A jakie byłyby Adasiowe? Jaki byłby jego uśmiech, jakie miałby oczy. Te same pytania będą pewnie powracać do końca życia. A ja ich nie chcę, za bardzo bolą.
Chcę pamiętać o moim kochanym synku, ale nie chcę tego bólu. Dlaczego pamięć o moim dziecku musi się z tym wiązć. Nasze miłe chwile z Adasiem są takie niewyraźne...

niedziela, 22 lipca 2012

Pamięć

Wczoraj wszystko do mnie wróciło. Tamte słowa, myśli, uczucia. Niewiarygodne jak bardzo potrafię wejść w to przeżywanie. Czuję ten sam ból, to samo zatykanie w piersi. Widzę gesty lekarzy, przytulenie ordynatora, słyszę słowa. Nawet czuję chłód pokoju gdy w nocy było otwarte okno. Wszystko...
Gdy już przestałam płakać zaczęłam zastanawiać się czy to normalne? Zawsze miałam dobrą pamięć do szczegółów z różnych wydarzeń. Oglądając zdjecia czułam zapach chwili w której były robione. To się jakoś nazywa...
Jak coś planuję to też potrafię tak całą sobą.
Czy zawsze będę tak pamiętać? Chyba nie chcę...

środa, 18 lipca 2012

Zwyczajnie, niezwyczajnie

Adel śpiewa, Piotrek siedzi przy kompie, Natalka zjada swoje pięści siedzac w bujaczku. Nie z głodu a z upodobania oczywiście.
Jest tak normalnie, spokojnie...sielanka...
Adaś w sercu czasem łzy tęsknoty wyciśnie.
Ale jesteśmy. Dajemy radę, raz lepiej raz gorzej.
Wzruszyłam się...

piątek, 15 czerwca 2012

Licz się ze słowami...

Śpi jak zabita...
Śpi jak aniołek...
Zasnęła na dobre...
Za każdym razem boję się, że skoro takie stwierdzenia wyszły z ust,  będą jak jakaś samospełniająca się przepowiednia.
Ja szybko nauczyłam się je omijać szerokim łukiem żeby losu nie prowokować. Jak słyszę, że ktoś inny tak mówi mam ochotę palnąć go w łeb. Tak! Palnąć w łeb, tak samo jak kiedyś nauczyciel pozwalał sobie uderzyć małopojętnego ucznia.
Nadal jestem przeczulona. Nadal usłyszane gdzieś "Adaś" sprawia ogromny ból. Dlaczego ja nie mogę wołać mojego dziecka? Ok, mogę ale nie dostaję odpowiedzi...Czasem widzę jak obraca się gdy go zawołam...czemu to tylko zwidy a nie rzeczywistość. Najnormalniejsza, najnudniejsza codzienność.

niedziela, 3 czerwca 2012

Potrzebna...

Źle mi.
Czuję się kompletnie niepotrzebna. Mam ochotę wyjść z domu, trzasnąć drzwiami i nie wracać. Doskonale pordzisz sobie beze mnie. Cięgle mówisz mi co ma robić, ciąglę robię coś źle. Ty wiesz wszystko najlepiej.
Co ze mnie za matka? Przestaje się nią czuć bo nie mam szans zaspokoić potrzeb mojego dziecka.
Jak długo muszę Ci tłumaczyć, że nie jestem zmęczona, że trzymanie butelki to nie taki duży wysiłek? Że dam radę ją odbić, że chcę ją ponosić na rękach i poprzytulać gdy płacze. Bo czuję, że tego potrzebujemy. My obie!
Zaczynam bać się robić cokolwiek. Bo zaraz staniesz w drzwiach i powiesz: nie tak, to nie ma sensu, że nie powinnam.

Wysyłasz mnie do psychologa.
Mówiłam Ci, że czuję się niepotrzebna. Powiedziałeś, że przesadzam.
Ale tak czuję, to są moje emocje, takie a nie inne. U pschologa będą takie same.

Rozmawialiśmy.
Chciałeś dobrze, ale przegiołeś nadgorliwością.
Oboje płakaliśmy, oczyściliśmy energię między nami.
Kocham Cię.


sobota, 26 maja 2012

Dzień Matki

Dzień aniołkowej mamy i dzień ziemskiej mamy.
Łzy smutku i radości zmieszane razem. Których więcej? Chyba tych smutnych.
Bo przecież to też kolejny miesiąc bez Adaśka. Cieszę się z kolejnych tygodni z Natalką i smucę z kolejnych tygodni rozłąki z Adasiem. Taka niesprawiedliwa równowaga a raczej nierównowaga bo jestem totalnie emocjonalnie rozchwiana. Tyle rzeczy mnie najnormalniej pokonuje, rozkłada na łopatki.
Nawet płacz Natalki...najchętniej płakałabym razem z nią. Martwię się przyszłością i moją i jej, bo przecież jesteśmy ze sobą tak bardzo połączone, tak bardzo od siebie zależne.

piątek, 18 maja 2012

Połączeni

Może nie w ramach uspokajania a w ramach dbania o rozwój Natalki puszczam jej muzykę adekwatną do jej wieku...
Kołysanki. Niektóre pamiętam ze swojego dzieciństwa, inne gdzieś kiedyś o uszy się obiły.
I TA jedna. Nieznana mi zupełnie do czasu śmierci Adasia, "Kołysanka dla okruszka".
Dziś leżałam z Natalką i słuchaliśmy właśnie tej kołysanki. Ona wesoło machała nóżkami i rączkami a ja płakałam. Moje dzieci w jakiś sposób połączone...
Słowa tej piosenki tak dokładnie opisują naszą rozłąkę i wiarę w to, że Adaś gdzieś jest. W niebo nie wierzę, wierzę w Krainę Aniołków. Świat, w którym moje dziecko nie tęskni za mną a jedynie czeka na nasze spotkanie. Dzieli nas cała wieczność ale kiedyś musimy się spotkać. Muszę go jeszcze kiedyś przytulić, muszę...

wtorek, 15 maja 2012

Rosnę...

Z sentymentem chowam pierwszy zbyt mały śpioszek, rozmiar 48-50. Był na okrągło prany i zakładany przez te pierwsze 3tygodnie. Jest prawie na każdym zdjeciu Natalki...będę musiała się tłumaczyć dziecku na starość, że nie byliśmy tak biedni, że miała tylko jednego śpiocha ;) Jest cała masa ale do rozmiaru 56 to jej jeszcze kilka centymetrów brakuje.
Mimo swej maleńkości Natuśka zmienia się. Co przerażajęcie zaczyna nas rozszyfrowywać i ustawiać pod swoje zachcianki. Spełniamy wszystkie w granicach rozsądku!
Bo musi być granica.
Nie będzie usypiania przez 2godziny na rękach. Nie będzie o godzinie 2 w nocy śpiewania o "Różowych słoniach". Na wszystko w ciągu dnia jest odpowiedni czas i mimo iż czasem jestem bliska płaczu wraz z moim niezadowolonym dzieckiem to wiem, że nie mogę pozwolić na wszystko dla dobra nas wszystkich.

sobota, 12 maja 2012

Zachwyt

Czy każda mama zachwyca się swoim dzieckiem?
Ja tak! Zdecydowanie tak!
Nie mogę się napatrzeć na śpiącą buźkę pełną spokoju, na uśmiechy mimo, że jeszcze nieświadome.
Z przyjemnością tonę w ciemnych oczach, które chcą poznać cały świat. Moim światem już zawładnęły. I ten zapach niemowlaka, jedyna w sowoim rodzaju mieszanina dziecka, mleka, oliwki, kremu do pupy a czasem kwaśnego zapachu kupki...
Setki razy w ciągu dnia mówię jej jak bardzo ją kocham. Bo kocham, kocham, kocham, moje serce jest pełne Niej.

Jest też druga strona medalu, która juz tak nie błyszczy. Rosnący żal, że to wszystko już raz mnie ominęło...

piątek, 4 maja 2012

Natalka

Natalka...urodziła się 19.04.2012roku ważyła 2640, mierzyła 52cm

Nasza kruszynka, która do teraz niknie w swoich najmniejszych śpioszkach wczoraj skończyła dwa tygodnie.
Nie wiem kiedy to minęło, wiem jak. Od brudnej pieluszki do czystej. Od pobudki do zaśnięcie. Od głodu do jego zaspokojenia.
Monotonia? Nie, nauka cierpliwości, nauka siebie nawzajem.
Nadal nie moge uwierzyć w ten cud narodzin. Taki mały człowieczek przychodzi na świat z niczego. Pomijając oczywiście całą biologię to przecież tylko z naszej miłości. Spełnionej miłości.

wtorek, 3 kwietnia 2012

NIEplanowanie

Zawsze lubiłam mieć wszystko zaplanowane. Chaos jak burza wchodzi w moje życie a dobry plan pozwala łagodniej żyć.
Dlatego tak trudno mi przez ostatnie dni.
Od początku ciąży mój lekarz mówił mi, że w 38tygodniu będziemy ją rozwiązywać. Trzymałam się tego jak koła ratunkowego, które pozwala utrzymać się na powierzchni. Aż nagle zaczęłam tonąć.
Nie możemy tak po prostu w 38tygodniu rozwiązać ciąży, bo ordynator, bo procedury...
A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Na marginesie. Jestem jak jakaś niepotrzebna uwaga. Czy lekarz nie może być altruistą? Przecież rozumienie pacjenta jest takie ważne! To ja powinnam być na pierwszym miejscu i to do mnie powinny być dostosowane procedury a nie odwrotnie.
Z dnia na dzień jest mi coraz trudniej. Rocznica urodzin Adasia się zbliża i nie wiem jak przeżyje te dni kiedy Natalkę będę mieć jeszcze w brzuchu.
Lęki nie dają spać a teoretycznie jeszcze tyle czasu zostało...
Cała nadzieja w naturze. Aż się boję to pisać. Bo już raz ta natura mnie bardzo skrzywdziła....
Boję się, bardzo...
Adasiu czuwaj...Natalko bądź...

sobota, 31 marca 2012

Gwiazdy mówią...

Przeczytałam w horoskopie na kwiecień, że w weekend 21-22 będę mieć powody do świętowania...
Skoro nawet gwiazdy mi mówią, że 20 urodzę Natalkę to będę się trzymać kurczowo tej myśli.
Tak założyłam. Tak chcę. Tak bardzo chcę.
Chcieć to móc!
Będzie tak jak chcę!!!

piątek, 30 marca 2012

Serce i rozum

Chyba większość ludzi których znam nie spełnia swoich marzeń z dzieciństwa.
Ograniczeni brakiem wiary rodziców w chęci i zdolności dziecka lub też nakładami finansowymi nie do poniesienia. 

Zawsze chciałam umieć grać na pianinie.
Na którąś gwiazdkę dostałam keyboarda. Nauczyłam się grać jedną ręką jakieś kolędy a później jakieś piosenki ze szkolnych lekcji muzyki. Kółko muzyczne w podstawówce zbyt wiele możliwości nie dawało.
No i skończyło się na tych niewielu piosenkach. Chyba zabrakło nauczyciela, kogoś kto by podpowiedział, dopilnował a przede wszystkim dopingował.
No i umarło marzenie śmiercią naturalną przez ograniczenia.

Co mnie skłoniło do takich przemyśleń?
Ta piosenka  http://www.youtube.com/watch?v=t1wJyjwqtlk
W zeszłym roku usłyszałam ją po raz pierwszy w reklamie. Gdy szukałam jej w internecie znalazłam linki na których widać klawiaturę gdy ktoś gra i można z filmu nauczyć grać się samemu...
No i co mnie przed tym powstrzymało?
Było mnie stać na kupno jakiegoś sprzętu grającego. Było mnie stać na lekcje u jakiegoś nauczyciela.
Ale zabrakło pewności siebie. Zaraz w głowie odezwał się "oceniający rodzic" ze swoimi hasłami: szkoda pieniędzy, i tak nie będziesz grać, nie dasz rady, musisz, nie możesz... I mała dziewczynka się podporządkowała dostając kopa w poczucie własnej wartości.
Ale ta piosenka nie daje mi spokoju. Rozbudza w sercu to zabunkrowane pragnienie. Gdy jej słucham czuję moc, swoją moc. Do zmiany, do działania, do życia.
Póki co brak mi odwagi i  lęk przed oceną też nie pozwala się poddać zmianie. Tak jestem dorosła a nadal tego się boję.

Rozumiem rodziców którzy zmuszając dzieci do jakiś przedsięwzięć zaspokajają swoje niespełnione marzenia.
To krzywdzące. Można jedynie uważnie słuchać dziecka, być dobrym obserwatorem jego zainteresowań i w miarę możliwości je rozwijać.
A swoje problemy przerobić na terapii :D

Nie przestraszaj się...

Wyostrzyły mi się zmysły, zwłaszcza słuchu.
Co chwilę podskakuję, bo ciszę a raczej znane dźwięki rozdziera jakiś nowy, nieznany. Co to było? Szybka analiza skąd pochodzi. Jeśli nazwane i zlokalizowane głęboki oddech i wraca spokój.
Zastanawiam się czym spowodowana jest ta zmiana. Zawsze miałam dobry słuch, ale teraz to jest przesadne wsłuchiwanie bez wsłuchiwania.
A może to instynkt macierzyński już gotowy, aby zawsze usłyszeć płacz dziecka?
Zobaczymy czy będzie działał prawidłowo jak przyjdzie czas.

sobota, 24 marca 2012

Mary nocne

Tak dużo we mnie niepokoju.
Jedenaście miesięcy temu, w tę samą noc Adaś umierał w moim brzuchu. Zamiast dać mu życie mu je odebrałam. Los nie dał mu żadnej szansy. A może dawał a to ja nie wykorzystałam okazji?
Ciążą wyrzuty sumienia, czy już zawsze będą majaczyć w głowie?
Obwinianie się niby nic mi nie daje a jednak nadal to robię. Jakbym za każdym razem musiała upaść na samo dno bo wcześniej nie mam się od czego odbić, nie mam żadnego punktu podparcia aby zmienić kierunek.
Okropna jest ta tęsknota.
O ile łatwiej byłoby żyć gdybym miała pewność, że się jeszcze spotkamy, że Cię jeszcze raz przytulę.
Wiara w boga miałaby mi to zapewnić? Nie wierzę, nie chcę wierzyć w zło.

czwartek, 22 marca 2012

Wyznanie

Dziękuję, że Jesteś.
Za miłość pełną, bez żadnego "ale", bez przymusowej akceptacji wad.
Kochasz mnie taką jaką jestem. Swoją drogą wychodzi Ci to lepiej niż mi samej.
Dziękuję Ci za każde okazane wsparcie. Też chcę taka być dla Ciebie.
Lubię nasze wspólne leżenie i nic nie robienie. Z Tobą każdy dzień staje się świętem.
Dziękuję, że mogę poznawać każdą Twoją twarz, nie tylko tą wypoczętą i uśmiechniętą.
Że mogę przy Tobie żyć, a w chwilach słabości nie mieć na to najmniejszej ochoty.
Pamiętaj, że to tylko chwilowe czarne chmury, kiedyś je rozwiejemy.
Kocham Cię...

piątek, 16 marca 2012

Nie pasuję


Wiosna wkracza z coraz to cieplejszymi dniami, rozpycha się gorącymi promieniami i śpiewem ptaków wszystkim oznajmia - już jestem.
Nieśmiało wszystko zaczyna budzić się do życia z zimowego snu. Te roślinki mają taką chęć do rozkwitu, zieleń liści, mimo że przecież tyle czasu uśpiona powala swoją soczystością.

A ja? Ja do tego nie pasuję. Nadal tkwię w tym zimowym letargu. W słońcu mi zbyt gorąco, światło mnie razi i mam ochotę zamknąć oczy. Zamknąć na zawsze, nie chcę się budzić, nie mam siły do życia, do walki. Brakuje odwagi aby pomyśleć, że uda się osiągnąć szczęście. Jest ogromne zwątpienie, które jak cień ciągnie się zawsze za mną. A mi w tym cieniu dobrze.

Natalka daje mi życie...muszę „tylko uwierzyć” w Jej moc.

wtorek, 13 marca 2012

Rodzeństwo


Jest mimo, iż jeszcze jej nie ma.
Jest kopniakiem w brzuchu, czkawką i przepychaniem. Adaś tylko taki był, musiało mi to wystarczyć. Gdy odszedł, niezaspokojona matczyna miłość rozrywała wraz z żalem serce.
Natalka jest już od 32 tygodni i mam nadzieję, że będzie na zawsze.
Daliśmy jej życie choć dziś wiem, że to ona mi to życie daje. Gdyby jej nie było nie byłoby i mnie. Nie dałabym rady...
Nieprawdopodobne ile mocy ma w sobie taka mała istotka. Jak wiele od niej zależy. Jak można podporządkować swoje życie jeszcze nienarodzonemu dziecku. Poświęcenie? Nie, raczej jakaś jedność, podążanie dokładnie tą sama drogą do celu, do spełnienia.
Za niespełna 40 dni może się pierwszy raz przytulimy. Wraz z upływem czasu rośnie strach o to nasze kochane maleństwo. Dłuższy brak ruchów i odchodząc od zmysłów trzęsąc się szukam detektorem tętna bijącego serduszka. Mam wrażenie, że strach przygniata mnie z każdym dniem coraz bardziej.


Długo nikt nie wiedział o mojej ciąży z Natalką. Wiem, że i tak nas osądzają „ale szybko się pocieszyli”. Niewielu wie co czujemy, a mimo to oceniają jakąś swoją miarą.
Ograniczyliśmy kontakty ze znajomymi i rodziną do minimum. Nie potrzebuję pocieszania, „wszystko będzie dobrze”. Co Wy wiecie? Co ma być dobrze?
Dobrze by było gdyby Adaś był z nami i czekał na siostrę tutaj na ziemi.
Nadal płaczę każdego dnia z tęsknoty za synkiem. Bo jak nie płakać gdy „dobranoc” milknie bez odpowiedzi w ciemnym pokoju?
Jeśli Natalka się urodzi pewnie nie będzie łatwiej. Dziś tylko teoretycznie wiem czego zabrakło wraz z Adasiem. Gdy będę opiekować się córeczką, w sercu będzie pewnie jeszcze większy żal za nieznanym uśmiechem synka, za wszystkim czego zabrakło.
Ten żal będzie rósł wraz z Natalką? Czy kiedykolwiek przestanie?
Na dzień dzisiejszy nie widzę możliwości pogodzenia się ze śmiercią dziecka. Wydawało mi się, że niewiele mi brakuje do osiągnięcia tego stanu.
Nie potrafię się cieszyć tym co było i nie myśleć o tym czego nigdy nie będzie.

niedziela, 11 marca 2012

Moi przyjaciele zostańcie ze mną


Mam przyjaciół, garstkę, ale w tym przypadku nie liczy się ilość a jakość.
Z niektórymi znamy się od 11lat, to więcej niż połowa mojego życia. Czas wystarczający do poznania się w każdej sytuacji. Pokonaliśmy niebezpieczne zakręty, na których łatwo było się rozjechać, ale tak się nie stało.
Całe szczęście! Skoro mogę liczyć tylko na tych starych dobrych to gdyby ich nie było czułabym się bardzo samotna mimo iż w tłumie.
Potrafimy spotkać się raz na kilka miesięcy i mieć niekończące się tematy do rozmów, nie czuć skrępowania sobą, po prostu być razem.
Dla obserwatora z zewnątrz musimy wyglądać jak pod wpływem jakiegoś środka zmieniającego świadomość. Często nadajemy szyframi jedynie nam odkrytymi. Jak w transie wymieniamy myśli, emocje i uczucia. Dusza otwarta, żadnych ograniczeń, pojednanie w innej przestrzeni porozumienia. To takie oczyszczenie, zdjęcie maski, którą wkładamy idąc do pracy czy będąc w rodzinnym gronie. To chyba przez powrót do dzieciństwa kiedy nie byliśmy skrępowani narzuconymi schematami.
Jest dobrze, jest bardzo dobrze.
Na wczorajszym spotkaniu umówiliśmy się na kolejne z grą w gumę i linkę. I co z tego, że mamy prawie po 30lat!
Obciach? Nie! Przyjemność. A ludzie niech mówią co chcą!

Dziękuję, że jesteście...

czwartek, 8 marca 2012

Powitanie

Miejsce w sieci dla moich myśli zagubionych i uczuć nie do końca nazwanych.
Dla wątpliwości i pewności.
Droga do wewnętrznego spokoju, harmonii i życia w zgodzie ze sobą.
Do uważniejszego, dokładniejszego życia.